Insulina i jej wpływ na metabolizm
Przyjrzyjmy się przypadkom kilku osób, ludzi, których widziałem. Zacznijmy od pacjenta A, który przyszedł do mnie pewnego popołudnia i powiedział, ze właśnie wypisał się z szpitala na własne życzenie, wbrew zaleceniom lekarzy. Niczym w filmie, powyrywał sobie wszystkie rurki i wenflony (IV's).
Następnego dnia miał przejść drugą operację wszczepienia by-passów. Powiedziano mu, że jeżeli nie podda się temu zabiegowi, umrze w przeciągu dwóch tygodni. Nie był w stanie przejść z samochodu do biura bez uczucia silnego bólu w klatce piersiowej.
Brał 102 jednostki insuliny, a cukier we krwi miał powyżej 300. Brał także osiem różnych leków na inne schorzenia. Jednak pierwszy zabieg wszczepienia by-pasów był dla niego tak przykrym doświadczeniem, ze wolał już raczej umrzeć, niż poddać mu się po raz drugi. Dowiedział się, że potrafię zapobiec i jednemu i drugiemu.
Mówiąc w skrócie, człowiek ten nie przyjmuje już insuliny. Po raz pierwszy widziałem go trzy i pół roku temu. Gra w golfa cztery - pięć razy w tygodniu. Nie bierze żadnych leków, ból w klatce piersiowej ustąpił, a wszystko to bez żadnej operacji. Założył organizację "Heart Support of America" mającą na celu informowanie ludzi, że można uniknąć by-passów bez pomocy chirurgii i leków. Koresponduje z nią około miliona osób.
Pacjent B miał trójglicerydy na poziomie 2200, został polecony przez pacjenta A. Przy maksymalnych dawkach wszystkich swoich leków, miał poziom trójglicerydów 2200, zaś cholesterolu 250. Miał 42 lata, został poinformowany, że choruje na dziedziczną hiperlipidemię, i żeby lepiej uporządkował swoje sprawy na tym świecie, bo jeśli jego lipidy we krwi były na takim poziomie pomimo najwyższych dawek najlepszych leków, to miał kłopoty.
Nie był gruby, był dosyć chudy.
Zawsze, kiedy leczę pacjenta przyjmującego którykolwiek z tych leków, od razu je odstawiam. W medycynie nie ma dla nich miejsca. Po odstawieniu leków, po sześciu tygodniach poziom zarówno trójglicerydów jak i cholesterolu oscylował wokół 220. Po następnych sześciu tygodniach był już poniżej 200.
Należy zaznaczyć iż pacjent ten miał CPK(???) i to całkiem poważnie podwyższone. Było to zaznaczone na wynikach laboratoryjnych, które przyniósł, bo nikt nie wiedział, dlaczego tak było. Powodem był fakt, iż człowiek ten trawił własne mięśnie, ponieważ jeśli się przyjmuje (gemfibrozol) i jakikolwiek inhibitor reduktazy koenzymu HMG jednocześnie, to takie właśnie są skutki uboczne w PDR(???) i leki te nie powinny być podawane razem.
Tak więc pacjent "przeżuwał" swoje mięśnie, włącznie z sercem, które próbowano leczyć. Skoro więc rzeczywiście miał umrzeć, to tylko dzięki leczeniu jakie mu aplikowano.
Przejdźmy teraz do czegoś zupełnie innego. Pewna pani cierpi na ciężką osteoporozę, w szyjce kości udowej i w kręgosłupie szyjnym odchylenia poniżej normy sięgają trzykrotnej wartości standardowej. Pacjentka bardzo obawia się złamania. Jest całkiem młodą osobą, zalecono jej dietę wysokowęglowodanową i zaordynowano estrogen, co jest typowym leczeniem.
Chciano także zacząć podawać jej leki, ale odmówiła chcąc poszukać jakiejś alternatywy. Mimo, że nie nastąpił jakiś dramatyczny zwrot w chorobie, w ciągu roku udało nam się doprowadzić pacjentkę do poziomu jednokrotnej wartości standardowej poniżej normy, dodatkowo odstawiając estrogen.
Przejdźmy do chromania
Jest to silny ból w nodze występujący podczas chodzenia lub po przejściu pewnego dystansu. Pewien człowiek, będący moim ojczymem, cierpiał na bardzo poważne chromanie. Był to typowy przypadek - po przejściu około 50 jardów w nogach pojawiał się silny jak przy kurczach ból. Nie należał do biednych i odwiedzał najlepszych lekarzy w Chicago, lecz oni początkowo nie mogli dojść, co mu było.
Poszedł do neurologa, wydawało się iż mógł to być ból neurologiczny lub ból pleców. W końcu poszedł do chirurga naczyniowego, który powiedział, że to choroba naczyniowa, zrobili więc arthrogram i okazało się, że faktycznie na to cierpiał. Lekarz chciał zastosować wszczepienie by-passów, jak się zazwyczaj robi w takich przypadkach. Ojczym myślał o poddaniu się zabiegowi z tej przyczyny iż miał na dwa tygodnie wyjechać do Europy i chciał móc chodzić.
Dziesięć lat wcześniej miał robioną angioplastykę, gdyż chorował na serce. Powiedziałem mu wtedy, że musi zmienić dietę, czego oczywiście nie zrobił. Tym razem jednak mnie posłuchał. Powiedziałem: Jeśli nie chcesz by-passów, masz robić dokładnie to, co ci każę i za dwa tygodnie będziesz chodził normalnie, a wszystko dzięki zmianie w tym jednym aspekcie choroby. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby to się nie sprawdziło, wręcz przeciwnie - bardzo szybko otwiera arterie.
Porozmawiajmy o pacjentach z wysokim ryzykiem zachorowania na raka
Pacjentka miała matkę i siostrę, obie zmarły na raka piersi, czego ona nie chciała, więc przyszła do mnie i poddałem ją dokładnie takiemu samemu leczeniu jak przypadki opisane powyżej. Wszystkie były leczone w niemal ten sam sposób, bo ze wszystkimi to samo było nie tak.
Jakie byłoby typowe leczenie przy chorobach układu sercowo-naczyniowego (cardiovascular disease)? Najpierw sprawdza się cholesterol. Jeżeli jego poziom wynosi więcej niż 200, pacjent dostaje leki obniżające cholesterol i co się dzieje? Odcina się dopływ CoQ10. Jaka jest funkcja CoQ10? Jest on zaangażowany w produkcję energii oraz ochronę małych pieców w każdej komórce, tak, żeby ta produkcja nie spadała.
Powszechnym efektem ubocznym spotykanym u osób przyjmujących wszystkie te inhibitory reduktaz koenzymu HMG jest odczuwanie "ciężkości" ramion. No cóż, serce to też mięsień i w końcu też zacznie być "ciężkie". Przy przekrwiennej/zatorowej (?) niedoczynności serca najlepszym lekiem dla słabego serca jest CoQ10. Nie produkuje się go jednak w takich ilościach aby móc wyleczyć wielu chorych. Przy osteoporozie powszechnie stosuje się leki, przy calaudication operacje. Na raka nie ma nic. A wszystkie te choroby maja tę samą przyczynę.
Taką samą przyczynę jak trzy główne drogi badań nad starzeniem. Jedna z nich zwie się ograniczeniem kaloryczności. Od lat pięćdziesiątych zrobiono tysiące badań dotyczących ograniczenia kaloryczności pokarmu. Ograniczano kaloryczność pożywienia zwierząt laboratoryjnych. Od lat pięćdziesiątych wiadomo, że jeśli ograniczy się kaloryczność jednocześnie utrzymując wysoką wartość odżywczą pokarmu ("C.R.O.N.'s: Caloric restriction with optimal nutrition, CRAN : Caloric reatriction with adequate nutrition), zwierzęta żyją od trzydziestu do dwustu procent dłużej, zależnie od gatunku.
Badania te przeprowadzane były na kilku tuzinach gatunków i wyniki są takie dla wszystkich. Teraz robi się je na naczelnych i u nich też to działa, nie wiemy, co się będzie działo w ciągu następnych dziesięciu lat, eksperyment jest mniej więcej w połowie, nasi najbliżsi krewni także żyją dużo dłużej.
Są jeszcze badania nad tymi, którzy przekroczyli "setkę"
Trzy główne rodzaje badań nad takimi osobami są obecnie prowadzone na świecie. Próbują one zidentyfikować czynnik odpowiadający za długowieczność tych ludzi. Dlaczego stulatkowie stają się stulatkami? Dlaczego mają takie szczęście? Czy to dlatego, że mają niski poziom cholesterolu, dużo ćwiczą i prowadzą zdrowy, higieniczny tryb życia?
No cóż, najdłużej żyjąca znana osoba, Jean Calmet z Francji, która zmarła zeszłego roku mając 122 lata, całe życie paliła i piła.
To, co udało się ustalić w tych badaniach to to, że ci stulatkowie nie mają ze sobą prawie nic wspólnego. Mają niski cholesterol lub wysoki, niektórzy ćwiczą, inni nie, niektórzy palą, inni nie. Niektórzy są strasznie wredni, inni potulni jak baranki. Niektórzy są wybuchowi, ale wszyscy mają niski cukier jak na swój wiek. Wszyscy mają niski poziom trójglicerydów jak na swój wiek.
I wszyscy maja względnie niski poziom insuliny. Insulina jest wspólnym mianownikiem wszystkiego, o czym do tej pory mówiłem. Sposobem na leczenie cardiovascular disease i sposobem w jaki leczyłem mojego ojczyma, pacjentkę zagrożoną rakiem, osteoporozę, wysokie ciśnienie krwi i praktycznie wszystkie tak zwane chroniczne choroby wieku starczego, jest leczenie samej insuliny.
Inna droga w badaniach nad starzeniem się to badania genetyczne przeprowadzane na tak zwanych organizmach niższych. Wiemy, że genetyka ma tu znaczenie. Posiadamy mapy genetyczne kilku gatunków drożdży i robaków. O długości życia myślimy jako o czymś z góry ustalonym.
Średnia życia ludzi wynosi około 76 lat, a maksymalna jego długość to 122 lata opisanej Francuzki. Zdaje nam się, że u ludzi jest to niejako stałe, podczas gdy u niższych form życia granice te są bardzo plastyczne. Długość życia jest niczym innym jak zmienną zależną od środowiska. Mogą żyć dwa tygodnie, dwa lata, a czasami dwadzieścia lat, zależnie od tego, do czego dążą, a to zależy od środowiska.
Jeżeli wokół jest dużo pożywienia, będą się szybko rozmnażać i szybko umierać, jeżeli nie, przeczekają, aż warunki się poprawią. Teraz wiemy już, że długość życia regulowana jest przez insulinę.
Każdy myśli o insulinie jako o czynniku obniżającym poziom cukru we krwi. Dziś w klinice była pacjentka, która wymieniając leki, które zażywała (było ich osiem), nie wspomniała nawet o insulinie. Insuliny nie traktuje się jak lek. W rzeczywistości, w niektórych miejscach nie potrzeba na nią nawet recepty, można ją kupić jakby była zwykłym cukierkiem.
Insulinę można znaleźć w każdym organizmie zbudowanym z komórek. Istnieje od kilku miliardów lat, a jej zadaniem jest regulacja długości życia organizmów żywych. Geny nie są zastępowane, są nadbudowywane na sobie. Mamy te same geny co wszystko, co istniało przed nami, mamy ich po prostu więcej.
Dodaliśmy nowe książki do naszej genetycznej biblioteki, ale baza jest wciąż ta sama. To, czego się dowiadujemy, to to, że możemy wykorzystywać insulinę do regulowania długości naszego życia.
Jeżeli istnieje jeden wyznacznik długości życia, jak okazuje się w badaniach nad stulatkami, to jest to insulina, a dokładnie wrażliwość na nią.
Jakże wrażliwe są nasze komórki na insulinę. A jeżeli nie są, jej poziom wzrasta. A czy ktoś słyszał termin "odporność na insulinę"?
Odporność na insulinę jest podstawą wszystkich chronicznych chorób występujących w procesie starzenia się, ponieważ chorobą jako taką jest właśnie starzenie się.
Teraz już wiemy, że starzenie się jest chorobą. Wszystkie inne przypadki, o których wspominałem, choroby układu sercowo-naczyniowego, osteoporoza, otyłość, cukrzyca, rak, wszystkie tak zwane chroniczne choroby wieku starczego, choroby z autoagresji - są jedynie objawami.
Kiedy ktoś się przeziębi, idzie do lekarza, ma katar, zajmowałem się tym przez dziesięć lat, wiem, jakie jest typowe leczenie w takim wypadku - wypisuje się decongestant (lek redukujący puchnięcie i zapchanie, gł. w nosie - przyp.tłum.). Nie jestem w stanie zliczyć, ilu widziałem pacjentów, którym lekarze rodzinni dali Sudafed na przeziębienie, a którzy później przychodzili do mnie, ponieważ nabawili się poważnej infekcji zatok.
Co dzieje się, kiedy objawy kataru leczy się za pomocą decongestantu? Blokuje on wydzielanie śluzu. Po co nam śluz? Ponieważ za jego pomocą organizm próbuje wyczyścić błony. Co jeszcze jest takiego w śluzie? Wydzielnicza immunoglobulina A (IgA), potężne przeciwciało niszczące wirusy. Jeśli nie ma śluzu, nie ma też IgA.
Decongestanty powodują także zwężenie naczyń krwionośnych, małych naczyń włosowatych lub tętnic, które do nich dochodzą. Rzęski, malutkie włosopodobne twory, które swoimi ruchami sprawiają, ze śluz układa się w strumień, zostają sparaliżowane, ponieważ mają odcięty dopływ krwi. Co się dzieje, kiedy zatamujemy przepływ wody i utworzy się staw?
Na przestrzeni kilku dni rozwijają się larwy. Jeżeli strumień się porusza, wszystko jest w porządku. Potrzeba ciągłego przepływu śluzu, żeby się go pozbywać i zapobiegać infekcji. Wdaję się tu w szczegóły, ponieważ w wielu przypadkach leczy się objawy, co jedynie pogarsza stan choroby, gdyż najczęściej są one sygnałami, że nasz organizm próbuje się sam wyleczyć.
Jednocześnie, medycyna wciąż przyporządkowuje objawom nowe choroby. Są one nazywane chorobami symptomatycznymi. Używając ENT, na przykład, pacjent wyjdzie z badania z rozpoznanym Rhinitis, czyli zapaleniem nosa. Czy istnieje powód, dla którego dostał on tego zapalenia? Tak sądzę. Czy, w przeciwieństwie do opisowego terminu Rhinitis, czy Pharyngitis (zapalenie gardła), prawdziwą chorobą nie jest ta ukryta przyczyna?
Niektórzy, za sprawą tego samego wirusa mogą chorować na Rhinitis, Pharingitis, Sinustis (zapalenie zatok), czy wszelkie inne "itisy", które są terminami opisującymi zapalenie. Taka jest nazwa i taka jest choroba. Leczy się więc to, co uważa się za schorzenie, a co jest jedynie objawem.
Jeżeli ktoś ma wysoki poziom cholesterolu, nazywa się to hypercholesterolemią. Hypercholesterolemia stała się nazwą dla choroby, podczas gdy jest tylko objawem. Leczy się więc ten objaw i co robi się sercu? Problemy.
Jeżeli więc chce się wyleczyć jakąkolwiek chorobę, to trzeba dostać się do jej korzeni. Inaczej nie zajdzie się zbyt daleko. Kłopot jednak w tym, że nie wiemy, gdzie są te korzenie, czy może nie wiedzieliśmy.
Wiadomo to w innych gałęziach nauki, jednak medycyna to nie nauka, to biznes, ale nie chcę się w to zagłębiać, można by mówić o tym godzinami. Ale jeśli rzeczywiście spojrzymy na korzenie choroby, możemy posłużyć się przeziębieniem jako dalszym przykładem.
Zmieniony przez - K1pl w dniu 2010-05-11 19:57:12
...wole usiąść,zjeść,bez ciśnień pomyśleć..