Trening - stamina run, czyli powoli przygotowania już do startów w zawodach. Baaardzo powoli, dalej skupiam się przede wszystkim na budowaniu siły. Póki co bieganie wygląda tak, że lecę kilometr na 88%, 500 metrów na 78%, znowu kilometr na 88%, spokojnie, nie spiesząc się, dodając kilometr albo i nawet 500 metrów szybkiego biegu na każdym treningu. Stopniowo będę zwiększał dystans i tempo tych szybszych kawałków. Heh, chyba za ciepło się ubieram do takiego latania.
Kusi mnie poznańska "maniacka dziesiątka", bieg na 10 km. Hmmm... niecałę 2 miesiące na przygotowanie, musiałbym lecieć na około 90-91%. W życiu nie dam rady w ciągu 2 miesięcy wyrobić kondycji która pozwoli przebiec 10 km na takim tętnie, chyba że postawię wszystko na jedną kartę i zaryzykuję przetrenowanie. Pewnie jak już, poleciałbym na 85%, co w moim przypadku jest tętnem 160. Ślimacze tempo, ale - na biegu spotkałoby się paru znajomych. No nic, zobaczymy jakie będą postępy na treningach, czy przypadkiem ta stara kontuzja kolana która dziś się odezwała nie zrobi mi psikusa. Eh, karate jest fajne, ale zostają po nim czasem nieprzyjemne pamiątki :D
Trening po biegu - zamiast typowych ćwiczeń na nogi walnąłem sobie "air alert II", trening skoczności. Uzupełnienie - siad wykroczny, zakroczny, trening dwugłowych uda, unoszenie nóg jak do skip A z przyczepioną do ziemi gumą gimnastyczną. Solidnie to wszystko w nogach poczułem. Na resztę specjalnie nie zostało mi sił ani ochoty, solidnie zrobiłem tylko plecy i brzuch, całą obręcz barkową zbyłem podciągnięciami na drążku i pompkami.
Dieta - kurcze, zacząłem tyć, pojawia się brzuszek. Niewielki bo niewielki, ale jest. Fakt, że waga dochodzi chwilami do 72 kg, tego tłuszczu jest może z kg, ale nie podoba mi się on mimo wszystko :P Chyba muszę przestać na siłę podciągać kalorie powyżej 3000 kcal. Druga rzecz, białko, wnioski po dniu spędzonym na przeglądaniu wszystkich dostępnych badań na ten temat - pomimo braku odżywek, jajek, mięsa i nabiału, mam go jednak za dużo. Górna granica dla sportów wytrzymałościowych przy mojej wadze to 100 gram (zalecane 90), takie dawki są zalecane olimpijczykom i na takich olimpijczycy trenują. Górna granica dla sportów siłowych w moim przypadku kończy się na 120 gramach. Potrafię w diecie spokojnie zmieścić ponad 150 gram, z czego wchłonie się 120-130.
Niby niewielka nadwyżka, ale to już zmusi wątrobę do metabolizacji białek, zamiast do produkcji glikogenu, to wszystko są w konsekwencji cenne sekundy / km. Dlatego dziś raczej skromniej z białkiem, ogólnie z dietą - 7 bananów, micha soczewicy (w zasadzie miseczka), miska kaszy gryczanej, paczka wafli ryżowych, ćwiartka chleba. Wszystkiego jakieś 80 gram białka i 2500 kcal.
Muszę przyjrzeć się bilansom białkowym sportowców - wegan, zwłaszcza tych z górnej półki, regularnie wygrywających zawody. No i muszę zdecydować, jaką chcę mieć wagę, ile tych mięśni.
Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!