Miniony tydzień, trochę luzniejszy, zakończony dziś biegiem mikolajkowym.
Pn - basen - bez konkretnych zadań, byłem po południu, więc poplywalem jak mogłem
Wt - lekki rower 40 min
Śr - lekki bieg 35 min z przebiezkami
Czw - test rowerowy 2x8min pod dachem; ostatnie 4 tygodnie na rowerze to taka moja radosna twórczość, w zasadzie moje jazdy opierała się na 2 strefach: sweet spot i podprogową. Osmiominutowki pojechane równo jeśli chodzi o pseudowaty, ale trochę inaczej technicznie: najpierw bardziej na twardo, później zacząłem najpierw miękko i przesuwalem biegi, żeby robiło się twardo. Jeśli chodzi o wrazenia to porownywalnie: oba mega ciężkie ;) Wcześniej pisałem, że test 2x8 wydaje się łatwiejszy niż 20 min. Ale tak naprawdę to jeden uj ;) Testowanie to testowanie zawsze jest ciężko. Ostatecznie pojechałem o 3,5% więcej, niż poprzednio. Od poniedziałku, przez najbliższe 6 tyg plan 3 dniowy z trainnerroad. Myślałem jeszcze o 4dniowym, ale uznałem, że zostanę przy tym.
Pt - lekki bieg 35 min
Sb - wolne przed niedzielnym bieganiem
Nd - tu na chwilę się zatrzymam:
Bieg Mikolajkowy na 10 km.
W tym samym biegu brałem udział po raz drugi - podobno warto startować w tych samych biegach zimowych, żeby widzieć progres (albo stagnacje, albo nie daj Boże regres). Niestety w tym przypadku porównywać nie można. W tamtym roku większość trasy w śniegu, dziś śniegu brak i w większości bieg po asfalcie.
Z ciekawości sprawdziłem listę startową. Przysłowiowy co drugi zawodnik z klubu tri. Kilku mocnych zawodników (m. in. m kon, kalach - czy pobiegi ostatecznie- nie wiem, ale na liście byli). W szatni zatrzęsienie plecaków z ironmanow że wszystkich stron świata ;) a i gadżety z lokalnych (tzn polskich) zawodów też sporo.
Co do samego biegu bieglismy prawie na agrafke. Start w samo południe. Pierwsze 500m po asfalcie, potem trochę terenu (przez kolejne 3 km), ale niespecjalnie to było odczuwalne, czasem pojawiło się lekkie błoto i trochę falujacy teren. Ale bez szału. Za to wiało. W sumie to miałem wrażenie, że jak się nie biegnie to zawsze był wmordewind
Pierwsze 3 km kolejno w 4:27/32/31. W połowie czwartego km wróciliśmy na asfalt. I tu była długa prosta wzdłuż Wisły, ze tak powiem, pod prąd (więc wiało). Miejscami sporo piasku pod nogami - było ślisko. Tu
tempo trochę spadło, zaczęły się trudy biegu. W głowie tylko: byle do nawrotki (to przynajmniej tak wiać nie będzie). Nawrotka była po ok 7,5 km. W tym czasie kolejne km w: 4:35/38/41/42/47. Także widać, że coraz gorzej
Po nawrotce spodziewałem się jakiegoś przyspieszenia, a tu zonk
Jednak to już chyba było po prostu zmęczenie. Także plan był prosty: byle do kolejnych znacznikow i starać się trzymać 4:40. Jak złapałem 8 km to nie myślałem, że jeszcze 2 km, tylko 1 km do 9 znacznika ;) Trzeba jakoś głowę oszukac. Ostatni km to wiadomo ostatni km. Trzeba biec bez większej filozofii. Jak się okazało na jakieś 200m przed metą był dość stromy (ale krótki) podbieg, a potem jeszcze ostry zakręt. Po zakręcie już właśnie prosta do mety. Ostatnie 2 km: 4:42/40 (więc mniej więcej udało się zakładane od 8. km 4:40).
Ostatecznie czas netto 46:17, co jest moją symboliczną, bo lepszą o 12s (
), ale jednak zyciowką ;) W grudniu wiadomo - zyciowek się nie robi ;) A już tak bardziej serio to się cieszę nawet z tych kilku sekund. Ostatnie biegania nie były biegane w jakiś zabojczych tempach (właściwie to biegalem jak Pirlo tylko oczywiście w odpowiedniej skali). I kurczę to działa. Ostatnie 4 (właśnie 3, bo 4 był odpoczynkowy) tygodnie to realizowanie planu Pirlo. Planu nie robiłem punkt w punkt, ale bardziej skupiapem się żeby występowały poszczególne jednostki. Z szybszych biegow były rytmy (200m, ale zwykle 400m), 400tki w ramach broken miles i podbiegi. W dłuższe wybiegania wplecione były biegi ciągle w 4:55-5:00 i w ramach broken miles (które zrobiłem raz) 1200m w tempie 4:50-4:55.
W sumie jak pamiętam swoje pierwsze bieganie w sierpniu po dłuższej przymusowej przerwie to tym bardziej jestem zadowolony z dzisiejszego wyniku. Widać, że plan działa, więc w ten sposób będę biegał przez kolejne 6 tygodni (z lekkim odpussczeniem w trzecim tygodniu). Może lekko zrewiduję tempa. Ale raczej minimalnie.
To był najprawdopodobniej ostatni bieg w tym roku kalendarzowym. Najbliższy zaplanowany start za 6 tyg na 15 km (taki nietypowy dystans). Z kolei ta 15tka będzie na 8 tyg przed polmaratonem. Tego samego dnia co 15tka jest organizowana też 5tka, ale uznałem, że w kontekście polmaratonu i zimowej bazy lepiej wybrać ten dłuższy dystans (co niektórzy biegną oba dystanse, ale imo lepiej skupić się na jednym).
Jeszcze w ramach ststystyk:
śr hr 173 (a bez pierwszego km - 175 - tyle chyba jeszcze nigdy na dyche nie miałem), hr max 180, kadencja 82 (niby traktuje to jako ciekawostke: ale widzę, że od jakiegoś czasu te szybsze biegi są mniej więcej właśnie na poziomie 82-83, wcześniej bywało 84-85).
Zmieniony przez - kalikstat w dniu 2017-12-10 18:27:43