Trenuję już jakiś czas, efekty jakieś mam, ale niestety mam również jeden poważny problem.
Problem ten to choroba Scheuermanna, polega ona na martwicy przedniej części dysku międzykręgowego w odcinku piersiowym.
Efektem tej choroby jest rozrost tylnej części dysku (nieuciskanej) i martwica przedniej części a więc brak wzrostu (zamiast tego w pozycji naturalnej kręg piersiowy stale naciska na przednią część dysku). Krótko mówiąc w ten sposób powstaje garb.
Wiadomo, że jak jest ciągły nacisk na tę martwą część dysku to jest tam bardzo cienka warstwa, wg tego co mi mówił lekarz może dojść nawet do wytarcia całkowitego dysku i ocierania się kręgu o kręg, co podobno jest niewyobrażalnie bolesne.
Zignorowałem polecenia lekarzy już dawno temu, którzy w ogóle zabronili mi ćwiczyć. Zresztą prawie zawsze zabraniają ćwiczyć.
Na innych lekarzy nie ma co liczyć, bo w ogóle nie ogarniają.
Lubie ciężkie treningi, a wiem że trudno taki zrobić bez martwego ciągu i przysiadu. Niestety, te dwa ćwiczenia mimo że są bardzo przydatne, są największym obciążeniem dla kręgosłupa (nawet poprawnie wykonywane).
Jak myślicie, czy warto ryzykować i kontynuować MC i przysiady ( a może to wcale nie jest ryzyko?), czy lepiej zrezygnować? Dodam że potrafię robić cięzki trening bez tych ćwiczeń (podciąganie, dipsy), ale jednak to nie to samo.
Dodaję fotkę, która doskonale obrazuje moje schorzenie, i da Wam wyobrażenie na ten temat. (czerwone miejsce to po prostu ekstremalnie cienki dysk kręgowy, który nie dość że jest martwy to się wyciera). NA fotce cały dysk jest martwy u mnie tylko przednia część, ale to nie robi różnicy...
Aha, dodam jeszcze to, że od paru lat mimo ćwiczeń mój kręgosłup się nie zmienił, i że bardzo dużo osób ma te chorobę ale nie w tak rozwiniętą jak w moim przypadku.
Z góry dzięki za konstruktywne podpowiedzi.