Wiem, że może nie Was powinienem pytać o to tylko samego siebie i lustro ale potrzebuję chyba takiego duchowego wsparcia i motywacji. Zacznę może od początku by wytłumaczyć Wam mój dylemat. Otóż mam 22 lata, pochodzę z Podlasia. Jestem studentem, pracuję, mam dziewczynę, chodzę na siłownie... Od zawsze byłem grubaskiem, jednak w liceum wziąłem się za siebie, dużo biegałem, zdrowo się odżywiałem i przez to sporo schudłem. Później, gdy się wyprowadziłem z domu rodzinnego zacząłem chodzić na siłownię z przerwami. Wiadomo, jak to jest na początku: człowiek uczy się na błędach i z czasem nabiera doświadczenia oraz poznaje swoje ciało. U mnie było tak samo. Znam już podstawy diety, poprawną technikę i mniej więcej jak trzeba ćwiczyć. Na poziomie, na którym obecnie jestem w zupełności mi wystarczy. Jednak jak już wcześniej wspomniałem, od zawsze miałem więcej tłuszczyku. Nie jest to jakaś katastrofalna ilość, przez którą nie śpię po nocach ale trochę mi przeszkadza. Zwłaszcza, że jestem typowym endomorfikiem: tłuszcz głównie w okolicach klatki piersiowej, brzucha, bioder, ud, krótkie kończyny, szerokie biodra i obręcz barkowa (tak mi się wydaje). W tym roku postanowiłem, że zrzucę zbędny tłuszcz i późnej jesieni/na początku zimy spróbuję dorzucić trochę mięsa. No to w maju (o ile dobrze pamiętam) rozpocząłem redukcję. Fajnie wszystko szło. I pewnie nadal tak by było gdyby nie kilka wyjazdów, odpuszczonych treningów i diety. Redukcja niestety wymaga cierpliwości, systematyczności, poświęcenia. U mnie z regularnością to teraz jest na prawdę różnie. Fakt faktem, mam mniej na wadze. Ale nadal to nie jest to co chciałem osiągnąć. W sumie to wątpię, że w tym roku mi się to uda. I nie, nie jestem leniem dla którego nie chce się pójść na trening, zrobić dobrego żarcia. W obecnej chwili mam dużo na głowie: dziewczyna, pracuję fizycznie na pełen etat (4-5 dni po 8h), do tego od października studia i mój własny pomysł na życie jakim jest sklep internetowy, który lada dzień chcę otworzyć. Przez to dużo czasu spędzam przed komputerem co jest w pewien sposób męczące ale lubię to robić. Nie raz zarywam nockę, by popracować i przez to mało śpię. I teraz, jak o tym wszystkim pomyślałem to doszedłem do wniosku, że chyba zbyt dużo od siebie wymagam: dobre stosunki z dziewczyną, własny biznes, dorabianie na życie, fajna sylwetka, wykształcenie... Męczy mnie te dokładne liczenie kalorii i szczerze mówiąc to tracę motywację. Lubię chodzić na siłownię, poprzerzucać trochę ciężarów, zmęczyć się i nawet te wszystkie nawyki żywieniowe przez to mi się zmieniły i staram się odżywiać zdrowo. Nie chcę tego całkowicie rzucać. Jednak z drugiej strony lubię zjeść coś słodkiego, wypić czasem jakieś piwko, zaprosić dziewczynę na pizze, odwiedzić rodziców przez co mama przygotuje coś smacznego ale nie zawsze zdrowego....I dzisiaj wpadłem na pomysł, żeby mieć w dupie wygląd i poprawić swoje wyniki siłowe, które jak dla mnie nie są wcale satysfakcjonujące. Oczywiście nie chcę się bardzo zalać i wyglądać dosłownie jak świnia, ale jeść rozsądnie nie martwiąc się o to czy zjadłem za dużo czy za mało i po prostu chodzić na siłownię bo lubię to robić. I gdy już zobaczę, że mam więcej czasu, chęci i motywacji to przyłożę się i zredukuję tak, by być zadowolonym. Nie warto przekładać fajnej sylwetki ponad życie prywatne bo mięśnie i mały bf niestety nie zarobią na dom, rodzinę, własne potrzeby, nie utrzymają dobrych relacji z dziewczyną... No chyba, że ktoś jest zawodowym kulturystą. I chyba dopiero dziś doszedłem do tych wniosków.
Serdecznie zapraszam do wspólnej dyskusji.
Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów SFD
Kuba