03 października rozpocząłem odwiedziny siłowni. Od razu zaznaczę, nie był to super plan na masę, siłę rzeźbę itd. Zwykłe rekreacyjne chodzenie.
Przed pierwszą wizytą zauważyłem co następuję: w sieci jest zatrzęsienie stron, porad, poragmów treningowych diet itp. Zastanawiam się, czy to nie nadmiar tego dobrodziejstwa powstrzymuje początkujących przed ropoczęciem, no bo jak w takim gąszczu wybrać odpowiedni program dla siebie.
Ja poszedłem w "old skul" i olałem wszystkie te super, hiper programy. Wygrzebałem w piwnicy starą książkę o kulturystyce i tak się zaczęło.
Pierwszy trening uzmysłowił mi ważną rzecz - jestem grubo po trzydziestce, a nie zaraz po dwudziestce. Ból w łokciu, ból w plecach i ból w barku. Nie mogłem tego nie zauważyć. Tu muszę zauważyć, że z bólem barku już przyszedłem, ale nie był to ból dotkliwy, dlatego uznałem, że nie będę odkładał wizyty na siłowni. To jednak wszystko skłoniło mnie do pewnych przemyśleń i wniosków - musiałem sam przed sobą przyznać, że to będzie tylko i wyłącznie rekreacja, nie będzie tu mowy o nawet średnich ciężarach.
nie bez znaczenia jest to, że znalazłem małą siłowienkę, gdzie nie ma za dużo ludzi i nie ma za dużo sprzętu, ale dla mnie wystarczy. I tak to się zaczęło. Ćwiczyłem dwa razy w tygodniu na siłowience i raz kalistecnicznie w domu. Na siłowience zacząłem od małych ciężarów (niekiedy sama sztanga) i powoli dokładałem mikrociężary.
Ciekawym spostrzeżeniem było to, że ja tam odpoczywałem psychicznie, naprawdę lepiej się czułem na siłowni i po siłowni.
Taki trybem przećwiczyłem do kwietnia. 03.04 byłem na 29 treningu.
Niestety przerwa i obżarstwo świąteczne rozleniwiły mnie i już do końca miesiąca nie poszedłem na siłownię.