Czas świąteczno - noworoczny skłania do refleksji. Zarówno do podsumowań roku minionego jak i do snucia planów na następny. Jaki był dla Was ten kończący się rok i co macie w planach na przyszły ?
U mnie rok 2005 był rokiem przełomowym w dziedzinie fitnessu. Zrozumiałem w trakcie tego roku bardzo wiele. Zmieniłem całkowicie swoje podejście do treningu. Zająłem się takimi formami sportu o których jeszcze rok wcześniej myślałem że są albo "bez sensu" albo "nie dla mnie". Zmieniłem również, ustaliłem i uporzadkowałem priorytety, nareszcie wiem co dokładnie chciałbym osiągnąć, a co ważniejsze, jak ten postęp lub jego brak precyzyjnie i obiektywnie mierzyć. Udało mi się również całkowicie uporządkować swoją dietę i dojść do sytuacji w której panuję nad tym ile tłuszczu zalega na moim brzuchu - jeśli chcę, to chudnę, jeśli chcę to tyję, jeśli chcę, sadło pozostaje bez zmian, i to wszystko bez specjalnych wyrzeczeń. Nie zdajecie sobie jednak chyba sprawy (podobnie jak i ja sobie z tego sprawy nie zdawałem) jak ciężka jest droga po której trzeba kroczyć aby taki stan osiągnąć.
Największym problemem okazało się ego - ulokowane tak wysoko że gdyby spadło mogłoby wywołać trzęsienie ziemi z niezłą falą wstrząsów wtórnych. Stan ten sprawiał iż zamiast zacząć od spraw najprosztszych utknąłem w dietetycznej anabasis w tak zawiłych kombinacjach i nieistotnych szczegółach iż zatraciłem obraz całości i na własnym ciele wyhodowałem dietetycznego potwora. Napewno przyczyniły się do tego i inne czynniki, takie jak na przykład podobny stan umysłu osób o podobnych zainteresowaniach, ich rady pochodzące z reguły ze zbyt wysokich do naszego poziomu półek, ich własne dietetyczne potwory które rywalizowały z moim i między sobą który z nich straszniejszy.
W roku 2005 udało mi się jednak zarówno sprowadzić ego na ziemię jak i odegnać dietetyczne potwory. Powróciłem do źródeł, do korzeni, do spraw banalnie prostych, nie wymagających listy tysiaca referencji i lektury ton ebooków aby je zrozumieć. Po doprowadzeniu swej diety do stanu "tabula rasa" czyli po dwóch tygodniach jedzenia czegokolwiek, kiedykolwiek i w jakichkolwiek ilościach przy odstawieniu wszelkich mniej lub bardziej wyrafinowanych odżywek przystąpiłem do wprowadzania od nowa najprostszych zasad dietetyki do swojego żywienia. Najprostsze te zasady (https://www.sfd.pl/temat209117/) wprowadzałem nie od razu ale stopniowo, po 2-3 drobne zmiany na tydzień, tak iż wszystkie 10 z nich było w użyciu dopiero po miesiącu. Oczywiście mogłem to zrobić szybciej, mogłem to również zrobić i z dnia na dzień - nie na takich bowiem sie dietach bywało gdy ego kazało sięgać po sposoby bardziej wyrafinowane niż wymagała tego sytuacja. Niemniej jednak tym razem chciałem aby był to nowy początek - skupiony na rzeczach ważnych i wolny od nieistotnych. Dopiero gdy rzeczy ważne osiągnęły wystarczający poziom perfekcji zająłem się drobiazgami, jednakże ku mojemu zdziwieniu okazało się że tak naprawdę nie bardzo jest się czym zajmować - skupienie się na podstawach dało komfort nie dbania o drobiazgi, bo czy z nimi czy bez nich efekty w sumie nie różniły się aż tak znacząco.
Dwie refleksje więc przychodzą mi na myśl w końcu tego roku, jedna skierowana do tych którzy rad szukają, druga do tych którzy ich udzielają :
- skupcie się na sprawach istotnych pozostawiając nieistotne drobiazgi na boku, nie pytajcie czy dodatek cynamonu do potraw podniesie wasz poziom insuliny jesli nie jecie dość białka. Jeśli dopiero zaczynacie, nie rzucajcie się na gotowe diety i plany żywieniowe znanych kulturystów lub popularnych autorów ebboków - najpierw po prostu odstawcie słodycze i zacznijcie jeść sniadania ! Wprowadzajcie zmiany stopniowo, w kolejności od najbardziej do najmniej istotnych. Wszystkim Wam życzę sukcesów w nadchodzącym nowym roku i oby was nie dopadł "syndrom pieczarki"
- drodzy koleżanki i koledzy - doradcy, moderatorzy i elito SFD - dając komus radę postarajcie się zrozumieć na jakim poziomie jest pytający i wróćcie pamięcią do czasów gdy Wy sami byliście na takim poziomie. Przypomnijcie sobie jak nie mogliscie się oprzeć tej drugiej pizzy za darmo lub gdy na samą myśl o porannych aerobach jedynie głębiej wbijaliście się pod kołdrę. Radząc starajcie się wczuć w sytuację pytanego i nie polecajcie czterdziestopięciokilowej piętnastolatce lub zaniedbanemu czterdziestolatkowi trenigu Smołowa albo weterance stu nieudanych odchudzań Ultimate Diet 2. Przyjrzyjcie się również sobie samym i oceńcie jak ma się Wasza biegłość w teorii do biegłości w praktyce i czy gdzieś po drodze nie zagubiliście tego co najważniejsze - pragnienia do doskonalenia samego siebie oraz do pomocy innym i nie siedzicie tu jedynie dla bicia rekordów w wyciskaniu własnego ego na platformie internetu.
Życzę wszystkim użytkownikow, doradcom, moderatorom i elicie zdrowych, wesołych i pogodnych świąt oraz wspaniałego, pełnego sukcesów (w tym sportowych) nowego roku 2006.