To temat dość kłopotliwy i z medycznego i prawnego punktu widzenia. Ponieważ - ktoś dopuścił te środki (za "namową" lobby ich producentów i luk w prawie, wykorzystanych sprawnie przez biegłych amarykańskich prawników)do obrotu. Możnaby więc domniemywać, że skoro środki te - czyli prohormony nie zostały zarejestrowane przez FDA jako steroidy anaboliczne na tzw. The Merck Index a jako
suplementy żywnościowe (a więc jako nieszkodliwe dla zdrowia), to faktycznie są one bez względu na dawkę i rodzaj bezpieczne, nieszkodliwe i przynoszące pozytywne efekty w postaci przyrostu beztłuszczowej masy mięśniowej. Nic bardziej mylnego. Prohormony, to nic innego jak sprytnie zalegalizowane "steroidy anaboliczne" mające zarówno pozytywne jak i negatywne oddziaływanie na ludzki organizm. I tak w USA lobby producentów prohormonów walczy usilnie o to by środki te można było kupić wszędzie (włącznie ze sklepami ze zdrową żywnością - o zgrozo !!!) druga zaś grupa rozsądnych ludzi, by bądź je całkowicie zdelegalizować (np. prof. Charles Yesalis) bądź poddać choć minimalnemu rygorowi dystrybucji - dla ludzi zdrowych, po badaniach lekarskich, powyżej 21 roku życia, itd. {I tak byłoby chyba najrozsądniej}.
Medycznie jak już wspomniałem środki te w istocie rzeczy nie różnią się niczym innym od poczciwych i dostępnych na rynku steroidów anabolicznych. W większości są to natomiast środki jeszcze bardziej niebezpieczne, bo dopuszczone do obrotu bez wieloletnich testów medycznych jakimi są obarczone materiały medyczne a przez to o niewiadomych bądź do końca niepoznanych mechanizmach działania i efektach ubocznych. I tak nawet archiwalny już testosteron jest o tyle bezpieczny, że wiemy dokładnie co może nas po nim czekać. Znamy jego efekty uboczne i potrafimy im czasem zapobiegać. Produkuje się go w sterylnych warunkach. Daje nam to więc względny komfort tego co stosujemy. A prohormony ? Robione często przez firmy X i Y, o których nikt na świecie nie słyszał, w piwnicy i wolnej chwili po obiedzie przez domorosłego chemika i wyrzuconego ze studiów za popalanie maryśki farmaceutę... Przecież to już nie śmiech, to groza. A ludzie się tym bez opamiętania faszerują. Czy nikt nie uświadomił sobie, czemu tak duże dawki prohormonów są zalecane przez ich producentów ? A są to dawki nie rzadko po 100, 200 czy 500 mg dziennnie drogą doustną. Bo są to środki słabe w działaniu efektywnym i do osiągnięcia tego co daje np. 5 mg metandienonu potrzebują 100-krotnie większej dawki. Tyle tylko, że te 100 razy więcej substancji czynnej trzeba też "obrobić" w wątrobie. No i wątroba nie raz musi bardziej dostać w kość od takiego cudownego i rzekomo nieszkodliwego prohormonu niż od aptecznych steroidów.
To byłoby chyba tyle "kalumni" jakie rzuciłem na prohormony. A teraz coś optymistyczniejszego. Istnieją pewne firmy produkujące te środki, które wytwarzają naprawdę dobry towar. Dość bezpieczny i dość efektywny. Posiadający testy kliniczne i duży margines bezpieczeństwa jak i zadowolenia z ich stosowania. Radzę więc kupować prohormony ze znanych i dużych firm, zwłaszcza te najnowszej generacji - oszczędzające wątrobę bo mające ten sam sposób działania i wchłaniania co np. mepitiostanolon czy undekanian nandrolonu. Aby nie posądzić mnie o kryptoreklamę, nie podam ani nazwy środków ani producentów...
Pozdrawiam
Ed