Mam na imię Bartosz, jestem 21 letnim mężczyzną. Błagam wszystkich o pomoc, albowiem, gdybym zamiast błagam - użył słowa proszę: użyłbym zdecydowanie słowa o zbyt małej randze. Moje kłopoty zdrowotne zaczęły się we wrześniu 2008 roku. Od tej pory szczęśliwe życie przemieniło się w koszmar, który trwa po dziś dzień, a końca nie widać. W swym bólu i cierpieniu jestem osamotniony, gdyż zdecydowana większość lekarzy których odwiedziłem, bezradnie rozkłada ręce, mogę wręcz odnieść wrażenie, że mają dość moich problemów i bezefektywnego leczenia. Apeluję do Państwa o dokładne zapoznanie się z tym, co powoli mnie wykańcza i pozbawia nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek będzie jak dawniej. Zaczęło się bardzo niewinnie. Około 10 września 2008 roku, późny wieczór. Leżałem na łóżku bliski zaśnięcia. Jednak chciałem wstać, aby napic się wody, gdy uniemożliwił mi to kłujący potężny ból jakby prosto z serca. Przez blisko 5 sekund trzymałem się za nie i ból powoli minął. Swobodnie zasnąłem. Może warto nadmienic, że powiedzmy na godzinę, góra dwie przed zaistniałym wydarzeniem wykonywałem wymagające dużego wysiłku fizycznego zlecenie w pracy, tj. m.in. noszenie dużych drewnianych pni z jednego miejsca na drugie, dalej, załadowanie i rozładowanie 10 taczek z drewnem oraz przeniesienie 10 ławek z jednego miejsca, na drugie miejsce, na dosyć obszernym placu, przy tym wszystkim dość nieprzyjemnie się zraniłem, około centymetrowe drewienko wbiło mi się pod skórę dłoni, ale wyjąłem je i odkaziłem rękę wodą utlenioną. Być może to mało istotne, ale przedstawię Państwu wszelkie poszlaki do tego, aby móc trafić na jakiś trop. Niestety, kolejne dni przyniosły jakby nasilenie tych dolegliwości, które wcześniej miałem w życiu kilka razy, ale bardzo sporadycznie, raz na kilka miesięcy. Tym razem kłucie w sercu dawało o sobie znac częściej niż kiedykolwiek. Codziennie, lecz nie był to jeszcze ból nie do zniesienia. Może to był mój błąd, że bez konsultacji medycznej, na własną rękę, zacząłem stosować krople Cardiol (rozpatrując swoją niedyspozycję w kategorii chorób wieńcowych)? Mimo to po kilku dniach postanowiłem pójśc z tym przypadkiem do lekarza, gdzie zrobiono mi m.in. EKG i zbadano ciśnienie krwi. EKG było prawie prawidłowe, prawie, bo mogło rzucać się w oczy przyspieszone bicie serca. Natomiast ciśnienie krwi dośc wysokie, 150 / 80, co jak sam lekarz stwierdził mogło być tłumaczone zestresowaniem się całą sytuacją. Diagnoza: zapalenie nerwu międzyżebrowego, spowodowane stresem, przewianiem lub silnym wysiłkiem fizycznym, o czym miało świadczyc, że w dniu, kiedy ból się zapoczątkował wykonywałem w pracy pewne zlecenie, o którym wcześniej wspomniałem. Lekarz przypisał mi magnez z witaminą B 6, oraz sugerował środki przeciwbólowe. Mimo to ból był na tyle duży, że tego samego dnia późnym wieczorem musiałem pojechac na oddział pogotowia, gdyż myślałem, że z bólu rozsadzi mi klatkę piersiową. Na pogotowiu znów EKG, ponoc wynik zdrowotnie pozytywny, podano mi zastrzyk przeciwbólowy pyraligin, oraz w mniemaniu lekarzy bez mojej wiedzy małą różową tabletkę, zwaną w żargonie głupim jasiem. Miała na celu mnie trochę rozweselic, co się lekko udało, gdyż w tym bólu pomogło przynajmniej w miarę komfortowo zasnąć. Następnego dnia znów poszedłem do przychodni rodzinnej, tym razem doktor przypisał mi również Validol, Tolperis, oraz Ketonal. Zlecił wykonanie prześwietlenia kręgosłupa, prześwietlenie wykazało skoliozę z rotacją, oraz powiększenie kifozy piersiowej, lecz to ponoć dotyczy większości. Bóle nie nikły. Zaczęły przyjmowac inne objawy, takie jak (oprócz kłucia w okolicach serca): kłucie w innych miejscach klatki piersiowej, głównie na mostku, na karku, szyi, oraz na dole pleców, jak również kłujące bóle rąk, dające wrażenie, jakby krew w żyłach nie mogła przepływac swobodnie, pieczenie skóry na rękach. Dodatkowo skurcze na nogach, tj. łydkach i kostkach. Te bóle dawały o sobie znać w różnych miejscach, w różnej porze dnia, o różnym natężeniu. I te uczucie szybkiego bicia serca, kiedy nawet koszulka na ciele, czy kołdra położona na to miejsce, potęgowała to dziwne uczucie - na które przepisany dostałem lek Bisoratio i przykazano codziennie wykonywac badanie ciśnienia, ponoć dało to wynik pozytywny. Dodatkowo wykonano mi badania morfologiczne, gdzie znowu padło zdanie, iż wszystko w porządku. I tak przez miesiąc, następnie rozpoczął się październik 2008. I co najgorsze, później do tego wszystkiego doszedł ostry ból w przełyku i w gardle. Tym razem lekarz rodzinny stwierdził, że to raczej ma związek ze stresem i jest bólem na tle nerwowym. Wspólnie z lekarzem zrezygnowałem z kontynuowania terapii tabletkowej, gdyż przez Ketonal, kilka razy miałem tak duże bóle głowy i oczu, że czym prędzej chciałem go odstawić. Lekarz przypisał mi zastrzyki: Naklofen codziennie oraz witamina B 12 na zmianę z Cocarboxylasum. Minął tydzień, nie odczułem żadnej poprawy. W związku z tym kolejna diagnoza postawiona dla mnie: nerwica. Miałoby to sens, gdyż ostatnie pół roku (pół roku przed wrześniem 2008) było dla mnie dosyć stresowe, m.in. ukończenie szkoły, następnie egzamin maturalny, później intensywna praca. Można jeszcze wymieniac inne szczegóły. Jedno jest pewne - nerwów i stresu mi nie brakowało, zresztą sam do najspokojniejszych nie należę, lecz..... czy aż do tego stopnia mógł rozsadzać mnie z bólu stres? Wątpię. Lekarz zlecił mi przyjmować następujący środek: Hydroxyzinum. Ponoć działający uspokajająco, wyciszająco, a ja jakby przeświadczony różnymi opiniami, zaczynałem nie wiem czy niemylnie wierzyc w to, że ból powstaje i nasila się w stanach zdenerwowania. Doktor prosił, aby niczym się nie martwić i nie stresować, a będzie dobrze. Niestety, nie było. Powiem więcej, choroba zaczęła przybierac kolejne symptomy, m.in. coraz częstrze i silniejsze bóle i zawroty głowy. Bóle głowy, imitujące czasami uczucie spływania krwi do mózgu, a przede wszystkim wpływające negatywnie na moją koncentracje. Mogłem określic wtedy siebie, iż kręci mi się w głowie, w uszach występowało dzwonienie i szum. Postanowiłem sam znaleźc przyczynę choroby, zdiagnozować ją i zasugerować coś dla lekarza. Objawy choroby wpisałem w internetowej wyszukiwarce, gdzie znalazłem kilka haseł odpowiadających mojej patowej sytuacji. Pierwsze z nich, wspomniana nerwica. Ale zdaje mi się, że to nie do końca realne, aby nerwica mogła trzymac człowieka całymi dniami i nocami, dając tak niesamowite efekty bólu, jak w moim przypadku. Tzn., jestem wyluzowany, spokojny, biorę leki, a mimo to ból się utrzymuje. Drugim hasłem był refluks żołądkowo - przełykowy, bądź przepuklina roztworu przełykowego. Miałoby to sens, ponoć poza bólem w przełyku imituje również nerwobóle klatki piersiowej. I ostatnie, chociaż przerażające hasło: Borelioza. Jej objawy kliniczne były w niektórych podpunktach łudząco podobne do moich dolegliwości. W opisie choroby znalazłem m.in. tekst, że ze szkodą dla pacjenta, często mylona z nerwicą. Natychmiast przed oczami ustał mi ostatni tydzień czerwca 2008 roku i mój wyjazd wycieczkowy, na drugi koniec kraju, gdzie przez kilka dni nocowałem pod namiotem w środku dzikiego lasu. Możliwośc kontaktu z groźnym robactwem była wtedy conajmniej duża. Pamiętam, jak na noc wystawiłem z namiotu sok na podwórko, niestety niezakręcony i napiłem go się troszeczkę z rana. Nie chcę nawet podejżewac, jak mogła wyglądac jego zawartośc. Dodatkowo tydzień po powrocie do domu, wyciągnąłem z uda kleszcza. Czy był jedynym, który mógł wtedy wbic się w moje ciało? Niekoniecznie. Mimo to, przez całe lato nie dokuczały mi specjalne problemy zdrowotne. Dwukrotnie jednak przyjmowałem antybiotyk, niestety nie zażywając go nigdy do końca terapii, kiedy lekarz stwierdził u mnie zapalenie gardła, związane z pracą na wodzie. Ale to było jedyne, co mi się wtedy przytrafiło. Zrobiłem badania krwi na borrelię, wynik wykluczył jej obecność w organiźmie. Lekarz rodzinny zadał mi swego czasu pytanie, gdy wspomniałem mu o dzwonieniu w uszach - czy miewa pan mroczki przed oczami? W moment uświadomiłem sobie, że wraz z początkiem choroby kilka razy błysnął mi przed oczami niewiadomo skąd fioletowy kolor, np. patrząc na wodę, naglę przyjmowała na jakiś czas kolor fioletu, tzw. mroczki, iskierki. Więc dostałem skierowanie na badanie dna oka (ponoć wynik znów pozytywny), rewelacji po tym się nie spodziewałem, w końcu ws. wzroku zawsze byłem zdrów jak ryba. Udałem się do neurologa, gdzie mówiąc szczerze, nie zostałem chyba zbyt poważnie potraktowany. Badania polegały na ustaniu na jednej nodze i zrobieniu tzw. jaskółki. Później powiedziano mi, że zaleca się zwiększenie ruchu i zapisanie na basen. Następnie położono mnie na odzdział chorób wewnętrznych w szpitalu, gdzie gastroskopia wykazała: refluksowe zapalenie przełyku, półmilimetrową nadżerkę w przełyku i Helicobacter pylori w żołądku. Lekarz przypisał mi następujący lek: Nolpaza 40 mg, na zmniejszenie stężenia kwasu żołądkowego, Gelatum Alumini osłonowy i Concor Cor 2,5 mg na tachykardię. Dwa tygodnie później powtórzono gastroskopię i powiedziano mi, że już dolegliwości zniknęły. Wykonano także badanie USG jamy brzusznej, które też były jak to określono: bez zmian. Mnie jednak ciągle dręczyły potężne bóle, w związku z tym szpital skierował mnie na konsultację psychologiczną. Pani psycholog bardzo długo szukała na mnie haka w przeprowadzanym wywiadzie, dopiero gdy powiedziałem jej, że jestem bardzo dokładny w pracy którą wykonuję, w swoim rozpoznaniu napisała naciągane: dążenie do perfekcjonizmu, reakcja konwersacyjna na stres, skłonność do somatyzacji. Zasugerowała mi psychoterapię, w związku z tym, że wykonane w szpitalu badania nie wykazały urazu mechanicznego. Coraz bardziej doskwierały mi nowe problemy, które niosło ze sobą nieznane schorzenie. Mianowicie: pulsowanie. Puls, specyficzny, w różnych miejscach ciała. Główne miejsca pulsu: jama brzuszna, mostek, szyja, skronie, uszy. Charakterystyczny, mocny puls. Pojawiło się także uczucie dławienia - duszności. W dalszej kolejności udałem się do miejskiego kardiologa, który przypisał mi Atenolol i polecił zrobienie badania echo serca. Już prywatnie poszedłem na to badanie i usłyszałem tyle, że z sercem jest wszystko w porządku. Lekko się nie domyka, jedna komora nieco większa od drugiej, ale to ponoć niegroźna przypadłość wielu pacjentów. Kolejne przypisane leki, oczywiście z opcją odstawienia dotychczas przyjmowanych, to Propranolol 40, Fromilid 500, Metronidazol, Polprazol 20 i Lacidofil - wszystko do przyjmowania przez tydzień. Wykonałem także badania na obecność pasożytów, lamblie i GSA, niemniej nic nie wykryto. Po konsultacji z kardiologiem odstawiłem leki z braku zakładanych efektów. Następnie udałem się do laryngologa, ze swymi problemami z bólem gardła, zwłaszcza przy przełykaniu. Diagnoza: przewlekłe zapalenie migdałów podniebiennych. Zasugerowano mi dla celów internistycznych ich usunięcie, lecz dodano - że nie jest to konieczne, bo stan migdałów choć niedobry, nie może odpowiadać i być ogniskiem tych wszystkich dolegliwości, które do mnie się przyplątały. Zbadano mi także krtań, gdyż narzekałem na dyskomfort w jej obrębie. Teoretycznie bez zarzutu, delikatny stan zapalny. Znów przypisano mi Metronidazol, jak również Gargarin - proszek do rozpuszczenia w wodzie i płukania jamy ustnej. Kontrole gardła po przyjęciu Metronidazolu dały podstawy dla lekarza do stwierdzenia, że jest ono w coraz lepszym stanie, regeneruje się. Jednak cóż z tych pięknych słów pocieszenia, kiedy nijak nie zaznałem ulgi w cierpieniu, wręcz przeciwnie. Zaczęły pojawiać się bóle migrenowe, połączone z bardzo mocnym uciskiem - bólem, części potylicznej głowy. Lekarz rodzinny, którego od września 2008 odwiedziłem po raz conajmniej dziesiąty stwierdził, że tych objawów jest tak wiele, dotychczasowe badania w większości były dobre, więc.... czas najwyższy odwiedzić psychiatrę, aby ten dokonał badania z dziedziny głowy i mózgu, bowiem żaden lekarz nie podejmie się kolejnych rokowań, dopóki, dopóty nie zostanie wykluczona teoria o psycho - somatycznym podłożu bóli. Z wizytą odwiedziłem jeszcze jednego laryngologa, w związku z uporczywym bólem gardła, potwierdził teorię o przewlekłym zapaleniu migdałów i dokonał niekonwencjonalnego badania - Irydodiagnostyki - badania stanu zdrowia, za pomocą wglądu w tęczówkę oka. Powiedziano mi, że z oceny tęczówki wynika krucha budowa genetyczna, jak również problemy z wątrobą i nerkami, spowodowane długotrwałym przyjmowaniem leków, organizm wymaga oczyszczenia z wszelkich toksyn, podpowiedziano mi homeopatyczne leki oczyszczające. Przeprowadziłem badania krwi, m.in. ASO, aby sprawdzić stan zdrowia stawów, wynik zadowalający. Pozostałe badania morfologia i wymaz także bez zmian, ale.... OB 22 mm po 1 h (norma u mężczyzn jest bodaj 10?) i limfocyty 59 % w rozmazie krwi (także ponoć niemało ponad normę). Dołączam link do zapoznania się z przedstawionymi wynikami badań krwi:
http://poland7.wrzuta.pl/obraz/iX4ktyd2PW/wyniki_badan
Jakiś czas po tym, w tylniej części podniebienia, powstał u mnie jakoby guzek! Rozważałem różne możliwości, jak nowotwór, gdzieś wyczytałem, że to może mieć raczej podłoże krążeniowe. W najbliższym czasie wybieram się na konsultację i przegląd jamy ustnej do stomatologa, niektórzy radzą mi także zbadać się pod tym kontem, bowiem od dłuższego czasu noszę z tyłu zębów metalową płytkę ortodontyczną - którą miałem już mieć wyjętą w sierpniu 2008, z powodu własnych zaniedbań mam ją do dziś. Teraz oprócz wszystkiego co napisałem, największą bolączką stał się ból i pieczenie w okolicach mostka - tarczycy. Rozważam także kłopot z tym organem, chociaż badania hormonów TSH miałem robione, we wrześniu, kilka dni po tym, kiedy zaczął się ten koszmar. Wyniki, które.... były dobre. Ale teraz boli, boli, a nawet bardzo boli. W tym właśnie miejscu, ból zlokalizowany w obrębie, lub bezpośrednio pod tarczycą, z wyczuwalnym jakoby zgrubieniem w tym miejscu. Ból utrzymujący się przez cały czas, promieniujący na szyję i żuchwę. Ból który wzmaga przełykanie, głębokie oddechy, dotyk, a nawet dmuchnięcie w jego obręb. Czasami występuje czerwona wysypka w miejscu epicentrum. Reasumując: Szanowni Państwo, wszystkie fakty przedstawione wyżej, jest najszczerszą, najprawdziwszą i najbardziej dramatyczną prawdą. Prawdą, która w znaczący sposób zaważyła na moim aktualnym życiu, czyniąc go ze wszystkich stron ograniczonym, o bardzo niskiej jakości, każdego dnia drżę o to, jak będzie wyglądał kolejny dzień, boję się śmierci, boję się z drugiej strony, że będę żył tak dalej, przepełniony cierpieniem i.... samotnością ze strony tych, na których pomoc najbardziej powinienem liczyć - lekarzy. Lekarzy, którzy jak wspomniałem nie kryją znużenia moją osobą, tym, że heroicznie walczę o godne chorowanie, zarzucając mi hipochondrię, sprowadzając moje cierpienie do banału, nie patrząc na mnie jak na prawdziwie chorego pacjenta, bo ile to już razy przychodziło mi słyszeć upokarzające: pan jest zbyt młody aby chorować; albo: wcale nie widać po panu tego cierpienia, o którym pan mówi. Cały czas jestem zbywany opiniami z gatunku: proszę przestać myśleć o chorobach, to panu ulży. Jest to dla mnie dodatkowy bodziec do wejścia w depresję - której nie mam, a którą mi się zarzuca - , lecz prędzej czy później przez ten niepojęty jakimikolwiek ludzkimi słowami ból, plus ewidentny, rzeczywisty brak profesjonalnego zainteresowania i podjęcia próby fachowej pomocy przez lekarzy - musi prowadzić do tego, że nie wytrzymam i wybuchnę. Bo takie życie, to nie życie. To wegetacja! Mało tego, wegetację można znieść, ja tego wszystkiego już praktycznie nie znoszę. W miejsca obolałe wcieram Amol, który przynosi mi krótkotrwałą, niewielką ulgę. Zanim ten koszmar się zaczął, byłem zdrowym, cieszącym się życiem młodym człowiekiem. Może nawet nadużywającym swojej młodości, kierującym się zasadę: róbta co chceta. Paliłem duże ilości papierosów, zdarzało się nadużywać alkoholu, same niezdrowe, oparte na fast - foodzie jedzenie - to wszystko było moją codziennością. Nigdy specjalnie nie dbałem o zdrowie, bo i nigdy nie miałem z nim problemów. Dość powiedzieć o wojskowej kategorii zdrowia A, którą przyznano mi bez żadnych dywagacji i deliberacji. Może jednak wspomnę, że pół roku, przed wrześniem 2008, za każdym razem po obfitym posiłku przez dłuższy czas utrzymywał się u mnie kłujący ból w dolnej części pleców (zwiastun?), podejrzewałem nerki, w związku z tym, że zawsze nie stroniłem od dużej ilości soli. Nie udałem się z tą przypadłością do lekarza na czas, być może to był mój błąd. Na dziś dzień nie spożywam ani alkoholu, ani wyrobów tytoniowych (o innych używkach nawet nie wspomnę) choćby w najmniejszym stopniu, ponadto staram się ograniczać w jedzeniu, tracę na wadze. Wraz z wrześniem 2008, dogłębnie zrozumiałem słowa wielkiego polskiego poety Jana Kochanowskiego, który w jednym z najwybitniejszych dzieł pisał: Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz. Święte słowa. Jak wielu w swoim życiu - gdy było już za późno - zaczęło je rozumieć? Z drugiej strony: jak wielu przedwcześnie odeszło, z winy błędów diagnozy lekarskiej i zaniedbaniom? A ilu odebrało sobie życie z bólu, który był już nie do zniesienia i z którym sami nie potrafili już skutecznie walczyć? Dlatego błagam Państwa o pomoc. Zwracam się o nią, albowiem nigdzie indziej, jak tylko u ludzi dobrej woli - mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc, ponieważ straciłem już wiarę w otaczających mnie medyków i najbliższą rodzinę, która także wszelkie moje problemy ze zdrowiem na dziś dzień bagatelizuje i obraca w żart, mając w świadomości lekarską opinię, mówiącą, że jestem zdrowy. Najbardziej boli mnie jednak zupełnie żenujący argument - mój wiek, to, że w czerwcu 2009 ukończę (jeśli ukończę) 21 lat, jest dla wszystkich jednoznaczne z tym, że stereotypowo - młody człowiek w sile wieku nie ma prawa chorować. W takim razie: czy ma prawo cierpieć? Odpowiedź wydaję się być zbędna. Błagam o wszelkiego rodzaju analizy, podpowiedzi, porady, zalecenia. Być może mogą Państwo uratować życie zdesperowanemu młodemu człowiekowi. A conajmniej pomóc mu i ulżyć w cierpieniu, które zrozumie tylko ten - co je zazna.
Przypomnę w głębokim skrócie, do powyższego szczegółowego opisu, od września 2008 po dziś dzień w niesamowicie mocny sposób męczą mnie następujące symptomy:
- Ból (pod każdym względem: tępy, pieczący, rozrywający, kłujący) klatki piersiowej
- Ból zamostkowy z przyspieszonym biciem serca
- Ból okolic tarczycy
- Ból stawów
- Ból łopatki (głównie lewej)
- Ból na dole pleców
- Mrowienie ręki (głównie lewej) połączone z kłuciem żył
- Ból w nadbrzuszu i podbrzuszu
- Ból po bokach jamy brzusznej
- Ból gardła głównie przy przełykaniu
- Ból szyi
- Ból głowy o silnym natężeniu zwłaszcza z tyłu
- Zawroty głowy
- Fioletowe, występujące sporadycznie mroczki przed oczami
- Dzwonienie i szum w uszach, niekiedy połączone ze zmniejszeniem jakości słuchu
- Uciążliwe pulsowanie, zwłaszcza na brzuchu, mostku, po bokach i na środku głowy, w uszach
- Guzek na podniebieniu
- Dławienie, duszności
- Zmęczenie, osłabienie
- Zdarzyło się sporadycznie (być może za sprawą leków?): epizodyczny zanik / zmniejszenie czucia skóry na twarzy
Z wyrazami szacunku i wdzięczności za wysłuchanie i pomoc,
Bartosz, lat 21 (kontakt e - mailowy: [email protected])
poland7