Zarejestrowałam się na forum z powodu dziwnego spadku motywacji i przyjemności wynikającej z dbania o swoje ciało i zdrowy organizm; wiem natomiast, że stały kontakt "ze środowiskiem" zakorzenia pewne rzeczy w podświadomości ;) Nadal zależy mi na szczupłej, zgrabnej sylwetce, kondycji, zdrowiu i dobrym samopoczuciu, kształtowaniu potencjału zdrowotnego. Podejrzewam, że owa przyjemność skończyła się wraz z popadnięciem w związek - nic nie równa się z miłością (w tym: seksem!). Jaki ma to związek z jedzeniem i uprawianiem sportu? ...nie będę teraz rozwijać i tak, jak mniemam, długiego postu, ale wychodzi na to, że mam całkiem sporą świadomość tego, co dzieje się z moim umysłem, jak działają moje nawyki, kiedy jem za dużo i niezdrowo [...]. Jednak teoria teorią, praktyka praktyką. Pragnę wejść w społeczność Ladies, przyjmować baty i czerpać korzyści :D Pozwólcie więc, że przedstawię co i jak. Przepraszam za długość, po konkrety odsyłam kilka akapitów niżej :)
Nie pierwsza i nie ostatnia, latami marzyłam o s c h u d n i ę c i u. Skądś wzięły się kompleksy (chyba z braku problemów), po smutkach z powodu brzucha pojawiła się kwestia niekobiecej sylwetki - brak bioder, mały biust. O ile biust nadal mnie martwi (jajka sadzone po redukcji staną się jedynie tarczami strzeleckimi), o tyle utrata brzucha mogłaby uwydatnić istnienie mojej talii. Przez te parę lat udało mi się już nabawić lżejszej formy bulimii (objadanie-odchudzanie-ob-od-ob-od, choć wymioty też od czasu do czasu się zdarzyły, notabene pomieszkiwałam z dwiema "typowymi" bulimiczkami), depresji (kłopoty z odżywianiem i porażkami brały w tym spory udział), stosować oczywiście dziwne diety, które obecnie uznaję za czystą głupotę i nie rozumiem, jak można coś takiego przedsiębrać (do momentu, kiedy przypominam sobie, co znaczy pragnienie schudnięcia, no przecież nie rozciągniętego w długim czasie..!)... Wciąż borykam się z napadami objadania, zwykle z myślą "jutro wracam do formy, więc pofolguję sobie", aczkolwiek są łagodniejsze. Problem pojawia się często w razie braku zajęcia lub p r z y j e m n e g o zajęcia, co kończy się poszukiwaniem natychmiastowej małej radości, nawet jeżeli te chrzanione słodycze wcale nie smakują tak wyśmienicie. Umysł pamięta, że "czekolada jest dobra na poprawę nastroju", "słodycze to zakazany owoc, smakują najlepiej" i chce zrobić ciału dobrze, a niekiedy nic nie osiąga - prócz wyrzutów sumienia, niszczenia organizmu i wysiłków. U mnie nie chodzi nawet o "uzależnienie od słodyczy" (czy też od jedzenia), raczej o mentalne niedociągnięcia, brak pasji życiowej, motywacji; dorzuciłabym zmęczenie materiału - ciągłym planowaniem, formułowaniem celów, sprzecznościami zdobywanej wiedzy nt. odżywiania i sportu, nieudanym wprowadzaniem nawyków, wstydem przed rodziną (raz to je, raz nie je; raz zdrowo, raz słodko i tłusto) itd.
Obawiam się też, czy podołam powrotowi do liczenia gramatur itd., co kiedyś było całkiem przyjemne, ale przestało być. Dochodzi też fakt, że wciąż mieszkam z rodzicami i znów głupio będzie mi odwalać mamie "ile dodałaś oleju do obiadu?", "nie jem ziemniaków"* etc. Drażnię ją. Ale nic to! Myślę, że znajdę tu motywację do walki o swoje :D
Jakiś czas temu chciałam po prostu przejść na zdrowe, 5-posiłkowe, racjonalne żywienie bez liczenia, bez szaleństw, bez obsesji, czerpiąc przyjemność z ćwiczeń, wyrabiając w sobie nawyk na całe życie, doprowadzając się stopniowo do upragnionej wagi i wyglądu i utrzymując to. Ale nagle pojawia się ciasto w domu, nuda, smutek, siostra je lody po obiedzie - "przecież nie muszę się ograniczać, świadomie zjem porcję i mogę dalej zdrowo żyć" - i tak każdego dnia... PO CO? Niezdrowe jedzenie nie jest mi potrzebne... Ale jak przekonać się o tym na stałe i jak przekonać otoczenie?
BĘDĘ SILNA! Nauczę się tego, będę zapylać do utraty tchu i grać na nosie blasze z ciastem :D (w rzeczywistości jestem słabą i wrażliwą osobą, w dodatku nie wiem, czego chcę, może być ciężko :D) Mimo że zmarnowałam wiele czasu i niewiele osiągnęłam, na szczęście mam z tego parę plusów "na start": jakiś czas już się ruszam i lubię to, nie jadam w fast foodach, nie pijam napojów (głównie woda i zielona/czerwona herbata, czasem sok [rzekomo 100%], no i kawa, z której ograniczania chyba jednak zrezygnuję), lubię pełnoziarniste, posiadam trochę wiedzy...
Czy Was to jakkolwiek obchodzi? Postaram się postarać o bardziej zwięzłe posty w przyszłości :D A teraz wreszcie ciut konkretniej:
Wiek: 22.
Waga: 62-63.
Wzrost: 166.
Obwód w biuście(1): 88.
Obwód pod biustem: 80.
Obwód talii w najwęższym miejscu (2): 76-78.
Obwód na wysokości pępka: 85.
Obwód bioder (3): 95.
Obwód uda w najszerszym miejscu: 57.
Obwód łydki: 35-36.
[miałam problemy z pomiarami, stąd te przedziały cm :/ być może nie robię tego prawidłowo]
W którym miejscu najszybciej tyjesz: brzuch (?).
W którym miejscu najszybciej chudniesz : chyba również brzuch, ale może to wrażenie spowodowane mniej wypełnionym układem pokarmowym w lepszych okresach (albo obsesją).
Uprawiany sport lub inne formy aktywności: ćwiczenia siłowe, ale pewnie dość nieporadne (brak harmonogramów); rower stacjonarny, rzadziej w terenie; aerobik po swojemu; czasem biegi, skakanka. Od połowy sierpnia do końca września (+ być może później weekendy) pracuję fizycznie, ze zróżnicowaną aktywnością.
Co lubisz jeść na śniadanie: miesiącami jadłam 2 kromki ciemnego pieczywa + dodatek białkowy (ser żółty/wiejski / twaróg / wędlina) + warzywo (sałata / papryka / kiełki), zmieniłam na: 2 jajka + trochę warzyw + (nie zawsze) oliwa / tran + (nie zawsze) 1 kromka.
Co lubisz jeść na obiad: trudno powiedzieć, l u b i ę jeść niestety kluchy - biały makaron, kopytka, kluski śląskie, zalewajki, pierogi ;) I inne typowe smaczne obiadki. Ograniczając się do tego, co wolno: z mięs lubię tylko kurczaka (najlepiej pierś), nie przepadam za innymi :/, lubię też rybę. Do tego warzywa - sporo surówki, brokuły, duszona kapusta etc., zwykle były to także ziemniaki*, ale nie mam problemu z ograniczaniem ich ilości do niewielkich.
Co jako przekąskę: Zły dzień - wszystko. Dobry dzień - staram się nie jadać przekąsek ;).
Co jako deser: lody, ciasta, ciasteczka, czekolada, ooooj nie pytajcie. No i dużo tego potrafię wszamać.
Ograniczenia żywieniowe: nie lubię pomidorów (wyjąwszy przetwory), ogórków i jeszcze paru warzyw, mięsa (prócz kurczaka), reszta wyjdzie w praniu.
Stan zdrowia, czy regularnie miesiączkujesz, czy bierzesz tabletki hormonalne: generalnie zdrowa, kolana do sprawdzenia (ostatnio przestają pobolewać, może po kilkudniowej kuracji żelatyną?), okres raczej regularnie, tabletek nie biorę, ale rozważam antykoncepcję.
Preferowane formy aktywności fizycznej: domowy trening siłowy, aerobik, rower, a także codzienny, zwykły ruch (praca, schody zamiast windy etc.).
Stosowane aktualnie i wcześniej preparaty: nie wiem, czy o to chodzi, przyjmuję magnez i mieszanki na włosy i paznokcie (obecnie MegaKrzem), czasem rozpuszczalne witaminy, na odchudzanie żadnych (również w przeszłości, wyłączywszy herbatkę przeczyszczającą od czasu do czasu :/).
Stosowane wcześniej diety: niskokaloryczne (np. 1000 kcal), potem z mniej drastycznym obniżeniem bilansu energetycznego, ostatnio tylko "na oko" - dieta MniejŻreć. Były też próby kombinowania z niełączeniem, z IG, ale krótkie.
_________
* z ograniczeń typu "ziemniaków nie, chleba nie" zrezygnowałam już dawno, ale na forum przeczytałam "na redukcji ziemniaków nie jemy", więc postaram się Was grzecznie słuchać ;) Chętnie dowiem się też powodu takiej decyzji (bo z kolei w temacie o podstawach układania diety dowiedziałam się: "biały ryż i ziemniaki po treningu").
Fotki wrzucę jutro lub tak szybko, jak już usprawnię swój aparat.
W kwestii zapotrzebowania kalorycznego rzecz wygląda następująco:
Obliczyłam BMR wg postu ellisa - to ok. 1400 kcal. I w tym miejscu się zatrzymałam, nie wiem jakie przyjąć EPOC, TEF i NEAT. Wstępnie planuję ćwiczyć 3x w tygodniu po 1,5h (1h anaero, po 15 min. na początek i koniec: rozgrzewka, rozciąganie etc.). Dokładam bardziej spontaniczne (mogę?) aeroby, no i aktywność w pracy (czasem jest to całkiem intensywne 8h).
Wrzucam trzy miski (wraz z dzisiejszą) i czekam na sugestie, zwłaszcza jeśli chodzi o rozkład b/t/w (trzeci dzień wygląda nieco inaczej w drugiej połowie - chodzi o godziny itd., bo zasiedziałam się tutaj i trening się przesunął :D) Przy przyjętych założeniach mam problem ze zróżnicowaniem jadłospisu i boję się, że szybko się zniechęcę. Przypuszczam, że podbijecie mi kaloryczność, zwł. w dni treningowe, ale frustruje mnie to białko... wmuszam w siebie ostatnie kęsy mięsa. Ostatnia uwaga: przy niektórych posiłkach przyjęłam niestety orientacyjne miary, kiedy to nie ja przyrządzałam kurczaka.
Oczywiście staram się jeść do tego warzywa.
Dodatkowe pytania:
- Siemię lniane jemy koniecznie mielone? Czytałam już różne wersje...
- Co myślicie o keczupie Pudliszek? Niestety nie lubię pomidorów, czy mogłaby to być pewna alternatywa, ale wliczana w bilans? [skład: pomidory (183g na 100g ketchupu), cukier, ocet, cebula, skrobia modyfikowana, sól, aromaty naturalne (zawierają seler); wartość energetyczna w 100g btw 1,8/0,5/21,9/ 96 kcal. Właściwie same węgle, chyba nie...
- Czy nie śmiesznym byłoby na tym etapie zaopatrzyć się w odżywkę białkową? Zwłaszcza, że - j.w. - brak mi pomysłów i lubianych produktów na dodawanie białka do jadłospisu (ileż można jeść jajka-kurczak-tuńczyk-twaróg? ;/).
Wielkie dzięki dla każdego, kto ogarnął to wszystko :)
Zmieniony przez - marta_z w dniu 2012-08-20 14:26:11
Zmieniony przez - marta_z w dniu 2012-08-20 14:31:09