SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Jack Johnson - od niego wszystko się zaczęło

temat działu:

Sztuki Walki

słowa kluczowe: , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 3651

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 18 Napisanych postów 4847 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 40994


Jack Johnson - od niego wszystko się zaczęło

Boks istniał chyba od zawsze. Co prawda szacuje się, że słowa "boks" zaczęto używać dopiero w 18 wieku naszej ery, kiedy to mistrzem w wadze ciężkiej został James Figg, ale już starożytni wiedzieli co nieco na temat sztuki okładania się pięściami. Rzecz jasna początki, jak to zwykle bywa, były dość prymitywne i na rozwój tej dyscypliny trzeba było trochę poczekać. Pierwszym wielkim zawodnikiem, o którym mówi się do dziś był Amerykanin, Jack Johnson.

Johnson urodził się 31 marca, 1878 roku w teksańskim miasteczku Galveston. Był to zapomniany zakątek Ameryki, położony na południu kraju, gdzie dopiero na niedługo przed narodzinami Jack'a zniesiono niewolnictwo. Rodzice młodego chłopca ciężko pracowali, aby utrzymać szóstkę swoich dzieci, nauczyć ich czytać oraz pisać. W szkole, Johnson spędził zaledwie 5 lat. Dość szybko zaczął go interesować boks. Często brał udział w walkach. Nie były to jednak takie mecze, jakie znamy dzisiaj. Były to mecze mające na celu dać rozrywkę białym mężczyznom. Promotor zbierał 4-8 czarnych chłopców, zawiązywał im oczy opaską i kazał walczyć w otoczonym przez białych ringu. W trakcie walk publiczność rzucała na ring monety, co uznawali za zabawę, ponieważ chłopcy mieli ogromne problemy przy podnoszeniu pieniędzy dłońmi ubranymi w rękawice. Zwycięzcą był ogłaszany ten, który jako ostatni stał na nogach. Taki rodzaj walk określano mianem "Battle Royal".

Młody Jack miał ogromną motywację do pracy, gdyż wiedział, że taka "rozrywka" może się kiedyś dla niego zakończyć tragicznie. Trenował więc godzinami doprowadzając swoją defensywę do bardzo wysokiego poziomu.

W wieku 18 lat Johnson zarabiał więcej pieniędzy jednej nocy, aniżeli jego ojciec w ciągu całego tygodnia. Ale nie mógł czuć się do końca szczęśliwy z tego powodu. Afroamerykanie na przełomie wieku 18 i 19, byli uznawani za gorszą rasę i na każdym kroku spotykali się z pogardą i wyższością białych. Nie mogli przebywać w wielu miejscach publicznych, byli bici i opluwani. Ale Jack nie godził się na takie życie i uważał siebie za równego białym. Musiał się jednak podporządkować ówczesnym władzom, dlatego też brał udział w półlegalnych meczach bokserskich, gdyż była to jedyna możliwość stoczenia pojedynku z przedstawicielem białej rasy. W ówczesnych czasach to oni byli bowiem najlepszymi pięściarzami, dzierżyli mistrzowskie tytuły i walki rozgrywali między sobą.

Przez pierwsze 8 lat zawodowej kariery, Jack Johnson walczył z każdym kto rzucił mu wyzwanie. I, mimo że bardzo często spotykał się z rywalizowaniem białych bokserów, zdecydowaną większość walk rozstrzygał na swoją korzyść.

Jednak po drodze do sławy Jack'a spotkał także dość smutny los. W 1901 roku miał walczyć z doświadczonym Joe Choynski'im, w swoim rodzinnym Galvestone. W 3 rundzie 'gospodarz' został znokautowany, a chwilę później na ring wkroczył tutejszy strażnik wraz z towarzyszami i aresztował obu pięściarzy. Powodem tego był oficjalny zakaz organizowania walk bokserskich w stanie Teksas. Paradoksalnie, boks zawodowy był w tamtych czasach, obok baseballu i wyścigów konnych, najpopularniejszym sportem w Stanach Zjednoczonych, a mimo to w większości stanów nie można go było uprawiać.

Po 23 dniach bokserzy opuścili więzienie. Jednak Jack tego okresu nie zmarnował. Trenował wspólnie z Choynski'im.

Największym marzeniem Johnson'a był oczywiście tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Niestety, z przyczyn rasowych, w USA trudno było doprowadzić do tej walki. Swoją wielką szansę Jack upatrzył w 1908 roku, kiedy to do Australii wyleciał ówczesny champion, Tommy Burns. Johnson nie czekał zbyt długo i zaraz wyleciał za nim chcąc wreszcie zdobyć upragniony tytuł. Tommy, z kolei nie chciał go oddawać i początkowo trudno było promotorom przekonać go do wyjścia do ringu. W końcu się zgodził, gdy zaproponowano mu ogromną, jak na tamte czasy, sumę 30 tysięcy dolarów. Miał to być pierwszy mistrzowski mecz w historii pomiędzy czarnym, a białym.

Gdy pojedynek się rozpoczął, wszyscy zaczęli się obawiać o Burns'a. Przy Johnsonie, potężnym, ważącym 95 kg mężczyźnie, wyglądał on jak mały chłopiec. Jack dobrze się bawił w czasie walki. W częstych klinczach uśmiechał się do widowni, cały czas mówił championowi, aby ten bił mocniej. Gołym okiem było widać jego dominację. Ten pojedynek przypominał raczej zabawę, aniżeli walkę o mistrzostwo świata. W 14 rundzie mecz został przerwany przez policję, a sędzia ogłosił zwycięzcą, przez techniczny nokaut, Jack'a Johnson'a. Niestety, zachowane materiały filmowe urywają się w momencie prawdopodobnie ostatniego ciosu Jack'a, więc nie możemy zobaczyć scen, w których Johnson zostaje oficjalnie mistrzem. Możemy natomiast z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że tamten dzień, tj. 26 grudzień 1908 roku, zakończył dominację białych w wadze ciężkiej.

Po tym, jak Johnson zdobył mistrzostwo, zaczął być także coraz bardziej rozpoznawalny w Ameryce. Dał się poznać jako dusza towarzystwa, brał udział w wyścigach samochodowych, spędzał czas w kasynach, zachowywał przy tym elegancki wygląd. Ożenił się też z białą kobietą, co został odebrane przez ludzi, jako cios wymierzony w policzki białych obywateli USA. Ale Jack się tym nie przejmował.

Johnson bardzo nie pasował białym Amerykanom. Był arogancki, lekceważył mnóstwo zasad panujących w kraju, a do tego był mistrzem świata w boksie, jednym z najpopularniejszych sportów w Stanach Zjednoczonych. Pokonanie go stało się więc priorytetem narodowym. Zaczęto gorączkowe poszukiwania kogoś, kto mógłby wygrać z nim w ringu. Prasa zaczęła nawet używać tytułu "Wielka nadzieja białych". Mianem tym określano każdego dużego, białego boksera z odrobiną talentu. I w końcu się udało. Jeden z dziennikarzy prasowych, Jack London, w 1910 roku wezwał Jim'a Jeffries'a, byłego mistrza świata, który zakończył karierę w 1905 roku, aby zająć się farmerstwem.

Miała to być najatrakcyjniejsza walka w dziejach boksu. "Święta wojna". "Wybawca Czarnych vs Wielka Nadzieja Białych". Promotorzy stawali na głowach, aby rozreklamować pojedynek. A miał on się odbyć w miasteczku Reno, w stanie Nevada. Na tydzień przed meczem, do Reno zaczęły zjeżdżać tłumy. Przyjeżdżali wszyscy - od pijaków, po drobnych kieszonkowców, a na hazardzistach, gwiazdach show-biznesu i politykach kończąc. Do 15 tysięcznego miasteczka, przyjechało ok. 30 tysięcy ludzi. W specjalnie wybudowanym na czas walki amfiteatrze zasiadło ponad 15 tysięcy widzów. Przed wejściem wszyscy byli dokładnie przeszukiwani, gdyż jeszcze na długo przed pojedynkiem Johnson'owi grożono śmiercią.

Mecz zakontraktowano na 45 rund. Jednak już pod koniec 6-go starcia wiek Jeffries'a zaczął dawać mu się we znaki. W 14-tym ledwo stał na nogach i utrzymywała go tylko jego niebywała odporność. Jednak w kolejnej, 15-tej rundzie w końcu upadł i tym samym zakończył sen białych o powrocie ich przedstawiciela na szczyt wagi ciężkiej. Z kolei Johnson udowodnił wszystkim, że jest wielkim mistrzem, albowiem za takowego go nie uważano. Twierdzono, że zwycięstwo nad Tommy'ym Burns'em nie było niczym nadzwyczajnym, gdyż Tommy był przeciętnym zawodnikiem i dzierżył tytuł tylko dlatego, że na emeryturę przeszedł Jeffries. Tym razem nie mieli żadnego usprawiedliwienia i musieli uznać wyższość Johnson'a.

Niedługo po tym zwycięstwie, Jack otworzył w Chicago klub nocny o nazwie "Coffee Champion". Został królem półświatka złożonego z prostytutek, pijaków i hazardzistów. To sprawiło, że coraz rzadziej walczył.

Wciąż jednak nie pasował on Amerykanom. Trudno im było o zwycięstwo w ringu, więc postanowili rozwiązać ten problem inaczej. Wynajęto specjalnych agentów biura śledczego, z którego w późniejszym czasie powstało FBI. Ich zadaniem było stałe obserwowanie boksera, mające na celu znalezienie jakiegoś przepisu, który Jack łamie, co umożliwiłoby wsadzenie go do więzienia i by spowodowało jego zniknięcie z życia publicznego. Agenci nie spuszczali go z oka nawet na moment i w końcu dopięli swego. Oskarżyli Johnson'a o pogwałcenie ustawy Manna.

Ustawa Manna miała przeciwdziałać powstawaniu gangów handlujących usługami prostytutek. Zabraniała przewożenia kobiet przez granice niektórych stanów, "w celach niemoralnych". Krótko mówiąc - jeżeli jedna z kobiet przyznałaby, że jest prostytutką i przekroczyła granicę stanu z Jack'iem, to ten wylądowałby w więzieniu.

Ale Johnson sprawiał wrażenie, że to wszystko nie robi na nim większego wrażenia. Jednak w rzeczywistości na pewno było mu ciężko i, aby uniknąć kary opuścił Stany Zjednoczone.

W 1915 roku, na Kubie, stracił tytuł na rzecz olbrzymiego Jess'a Willard'a, o którym zresztą będzie jeszcze mowa przy okazji kolejnych opisów wielkich zawodników.

Następnie Johnson walczył m.in. w Hiszpanii oraz w Meksyku. Jednak z czasem wiek coraz bardziej dawał mu się we znaki i coraz częściej schodził z ringu pokonany. Nie zapomniał za to o zabawie i w 1928 roku, w Harlemie, otworzył klub nocny, który potem przekształcił się w słynny Cotton Club.

Jack Johnson zginął w 1946 roku, w wypadku samochodowym, nieopodal miasta Raleigh, będącego stolicą stanu Północna Karolina. Miał 68 lat. Pochowany został na cmentarzu w Chicago. W 1954 roku został oficjalnym członkiem Bokserskiej Galerii Sław. Przez sympatyków boksu zostanie na zawsze zapamiętany, jako jeden z najwspanialszych defensywnych bokserów w historii, świetny strateg, a do tego człowiek, który dążył do równouprawnienia czarnych, nie tylko w boksie, ale i w życiu. I z pewnością zrobił w tym kierunku, zwłaszcza w kontekście sportowym, bardzo wiele. Sam jeden wygrał z milionami wrogich mu białych oraz był w pewien sposób wzorem dla późniejszych czarnych mistrzów, którzy podobnie jak Jack sprzeciwiali się dyskryminacji rasowej.






Autor: Łukasz Dynowski

"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)

Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 18 Napisanych postów 4847 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 40994


Jack Dempsey - Mistrz Nokautu



W pierwszych latach XX wieku wielu młodych Amerykanów przemierzało kraj wzdłuż i wszerz, w celach zarobkowych. Szukali korzystnej pracy, która pozwoliłaby im i ich rodzinom przyzwoicie żyć. Wśród tych chłopców był też Jack Dempsey, dla którego podróże te stały się początkiem wielkiej kariery.

Dempsey urodził się 24 czerwca, 1895 roku w miasteczku Mannasa, w stanie Colorado. Nie było tam jednak zbyt dobrych warunków do życia, więc musiał wieść żywot włóczykija, często zmieniającego miejsce zamieszkania. Jednym ze sposobów na czerpanie korzyści finansowych okazał się dla niego boks.

Mając 16 lat, Jack walczył w Amerykańskich barach, gdzie podłoże było wyłożone trocinami. Były to dosyć brutalne pojedynki. Nie było ani rękawic, ani sędziego, co potęgowało poziom niebezpieczeństwa. Nastolatek szybko ułożył własną filozofię ringową, której postanowił przestrzegać. Brzmiała ona - "im szybciej, tym lepiej".

Tego typu walk Jack zaprzestał w 1914 roku, kiedy to ostatecznie zrozumiał, że tym, co potrafi robić najlepiej jest boks i postanowił zostać zawodowym pięściarzem. Jego pierwszym rywalem był Young Herman. Po 6 rundach mecz zakończył się remisem.

W kolejnych 7 pojedynkach, Dempsey zwyciężał sześciokrotnie, zawsze przez nokaut, a także zaliczył drugi w karierze remis. Pechowa okazała się 9 potyczka na zawodowym ringu. 5 kwietnia 1915 roku uległ on Jack'owi Downey'owi. Dempsey zrewanżował mu się w lutym następnego roku, wygrywając przez nokaut w drugim starciu.

Nieco później Jack, odrzucił propozycję walki z czarnoskórym Sam'em Langford'em, obecnym członkiem Bokserskiej Galerii Sław. Dempsey bał się walczyć z przedstawicielami tej rasy w obawie o negatywne reakcje społeczeństwa. Jednak w późniejszym czasie wyjaśnił on, że był po prostu zbyt młody i niedoświadczony, by stawić czoła bokserowi pokroju Langford'a.

W 1916 roku, Dempsey wyjechał do Nowego Jorku, gdzie można było zrobić wielką karierę. Nie stać go jednak było na wynajęcie pokoju w hotelu, nie mówiąc już o własnym mieszkaniu, więc sypiał w Central Parku, który w nocy należał do dosyć niebezpiecznych miejsc. Jack twierdził, że jest mistrzem Gór Skalistych. Ale w Wielkim Jabłku nikt nie słyszał o takim tytule, dlatego też Dempsey'owi początkowo nie udało się zabłysnąć. Aż do spotkania z Tex'em Rickard'em.

Rickard był wówczas najlepszym promotorem na Ziemi, a po dziś dzień wielu uważa go za najwybitniejszego w swoim fachu w całej historii boksu. Od 1906 roku, organizował on walki w miasteczkach, wokół których znajdowały się kopalnie złota. Sam, podobnie jak wielu Amerykanów, był poszukiwaczem tego pierwiastka i miał na jego punkcie niemal bzika. Człowiekiem, o którym można powiedzieć, że miał wagę złota był Jack Dempsey. Promotor dostrzegł w nim ogromny potencjał i w 1919 roku, dał mu szansę walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Tytuł championa dzierżył wówczas Jess Willard.

Jack ostro trenował przed walką. Jednak zabroniono mu przed nią spotkania z Jess'em. Kiedy więc zawodnicy stanęli naprzeciwko siebie w ringu, Dempsey zrozumiał, że musi dać z siebie wszystko, aby wygrać. Przed jego oczyma stał bowiem człowiek, który ważył ponad 110 kg i mierzył ok. 200 cm wzrostu. Pretendent wyglądał przy nim jak mikrus, co było powodem, dla którego publiczność nie dawała mu żadnych, nawet najmniejszych szans.

Mecz odbył się 4 lipca w Bay View Arena, w Toledo, w stanie Ohio. Wszyscy byli ciekawi jak potoczy się bój pomiędzy Dawidem a Goliatem. I, ku zaskoczeniu wielu z nich, znowu to Dawid okazał się lepszy. Dempsey potwornie sprał wielkoluda, tworząc jedną z najbardziej jednostronnych i brutalnych walk w historii. Właśnie ten pojedynek w wielkim stopniu przyczynił się do wprowadzenia nowego przepisu, który mówił, że zawodnik, który znokautuje przeciwnika, musi pójść do neutralnego narożnika.

Jack został mistrzem świata. Jednak, o dziwo był to początek końca wielkiego boksera. Nagle Dempsey z pięściarza stał się gwiazdą show-biznesu. Zaczął grywać w filmach, wziął nawet udział w serialu. Co prawda jego gra pozostawiała wiele do życzenia, uchodził raczej za bardzo marnego aktora, ale Jack się tym nie zrażał. Zaprzyjaźnił się z Charlie Chaplinem i Joe Henabery.

Hollywood wciągnęło Dempsey'a całkowicie, na czym bardzo ucierpiała jego pięściarska kariera. Walczył coraz rzadziej, choć nadal był mistrzem. W 1923 roku pokonał przez nokaut Luis'a Angel'a Firpo i zrobił sobie długą przerwę od sportu. Co gorsza, nie zamierzał zbyt szybko wracać. Postanowił za to się ustatkować i ożenił się z aktorką Estelle Taylor. Tymczasem Tex Rickard próbował ze wszystkich sił namówić go do powrotu, lecz bezskutecznie. W końcu jednak Jack dał się przekonać, gdy padła propozycja pół miliona dolarów za walkę z Gene Tunney'em.

Tunney uchodził za znakomitego technika. Był typem boksera, który myśli w ringu, potrafił świetnie rozpracowywać rywali. Typowy strateg. Do tego był młodszy od Jack'a, który był już dosyć wiekowy jak na boksera, oraz nie miał ani dawnej kondycji, ani szybkości. Jednak to mistrz uchodził za faworyta publiczności walącej drzwiami i oknami na walki Dempse'ya.

Walka zakontraktowana na 10 rund odbyła się 23 września, 1926 roku w Filadelfii. Na trybunach Sesquicentennial Stadium pojawiła się rekordowa liczba widzów - 120, 557 tys. Oczekiwano wielkiego pojedynku.

Gdy mecz się rozpoczął z nieba zaczął lać deszcz. To przeszkadzało bokserom, gdyż arena, na której toczyła się walka nie była zadaszona. Jednak Tunney nie pozostawił cienia wątpliwości sceptykom i pokazał, że nadszedł jego czas. Raz po raz nękał mistrza ciosami, które co prawda nie miały tak piorunującej mocy jak te Jack'a, ale było ich dużo i dawały się we znaki championowi. Ich efektem był rozcięty łuk brwiowy oraz mocno zapuchnięta twarz. Po 10 rundach, sędziowie nie mieli wątpliwości - zwycięzcą i nowym mistrzem świata został Gene Tunney.

Dempsey stracił tytuł, ale wciąż pozostawał w dobrym nastroju. Chciał nawet rewanżu z Tunney'em, który tak straszliwie go pobił. Warunkiem było zwycięstwo w walce eliminacyjnej z Jack'iem Sharkey'em. I Dempsey spełnił warunek, lecz wygrana budziła kontrowersje. Sharkey narzekał, że rywal często uderza poniżej pasa. W końcu postanowił zgłosić problem sędziemu, lecz, jak się chwilę później okazało, był to duży błąd. Dempsey wykorzystał okazję i trzasnął przeciwnika potężnym lewym. Tym samym zapewnił sobie rewanż ze swoim ostatnim pogromcą.

Miejscem rewanżowej walki Dempsey-Tunney było Chicago. Przed pojedynkiem Tunney wymusił od organizatorów zwiększenie ringu dzięki czemu mógł wykorzystać jeden ze swoich wielkich atutów, jakim była praca nóg.

Walka znowu należała do Gene. Były mistrz uganiał się za przeciwnikiem, próbując złapać go na jeden ze swoich potężnych ciosów. Ale nic nie dochodziło i to Tunney częściej trafiał. Aż przyszedł czas na siódme starcie. W tej rundzie w końcu jedna z petardę Dempseya trafiła championa, który wyraźnie się zachwiał po potężnym lewym. "Tygrys" poszedł za ciosem i chwilę później Gene leżał już na deskach. Jednak sędzia nie rozpoczął liczenia. Powodem tego był to, że Jack nie odszedł do neutralnego narożnika. Był to nowy przepis i najwyraźniej Dempsey o nim zapomniał. Arbiter przeznaczył więc trochę czasu na odesłanie zawodnika do wyznaczonego miejsca i dopiero, kiedy ten się tam znalazł, rozpoczął wyliczanie. Tunney wstał. Sęk w tym, że na deskach leżał 14 sekund...

Jack natychmiast ruszył i próbował zwieńczyć dzieło. Gene się umiejętnie cofał. Krążą nawet opinie, że dzięki stałym ćwiczeniom, nauczył się biegać szybciej do tyłu, aniżeli do przodu. To mu pozwoliło na przetrwanie natarcia pretendenta.

W starciu następnym Tunney był już w pełni sił. I tym razem to Dempsey wylądował na macie. Sędzia liczy - 1... Ale Gene nie odszedł do neutralnego narożnika...

Podobno sędzia tej walki, Dave Barry, był na usługach filadelfijskiej mafii. Miał on pomóc Tunney'owi w odniesieniu zwycięstwa, dlatego też nie odsyłał go do przeciwnego rogu ringu. Do dzisiaj ten fragment walki wywołuje wielkie emocje i dyskusje historyków.

Dwie ostatnie rundy Tunney wygrał bez większych problemów i odniósł drugie zwycięstwo nad swoim starszym przeciwnikiem.

Dempsey po tym meczu ogłosił zakończenie pięściarskiej kariery. Stwierdził, że ma wystarczającą ilość pieniędzy, jest zdrowy i nie musi się już narażać. W późniejszym czasie wcielał się m.in. w rolę sędziego ringowego oraz promotora.

W 1933 roku, po rozwodzie z Estelle Taylor, poślubił piosenkarkę występującą na Broadwayu, Hannah Williams. W latach 40-tych współpracował z amerykańską armią podczas drugiej Wojny Światowej. Prowadził też własną restaurację w Nowym Jorku.

Jack Dempsey zmarł 31 maja 1983 roku, mając 87 lat. Jego grób znajduje się na cmentarzu Southampton w Nowym Jorku. Był pierwszą wielką gwiazdą boksu, która świeciła pełnym blaskiem nie tylko w ringu, ale i poza nim. Uwielbiany przez kibiców, ceniony przez cały świat bokserski, sympatyczny na co dzień. Do historii przeszedł jego nieprawdopodobny lewy sierpowy. Stał się inspiracją dla następnych pokoleń bokserów, którzy uwierzyli, że mogą stać się kimś, pomimo niesprzyjających okoliczności.

"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 18 Napisanych postów 4847 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 40994


Benny Leonard: Król wagi lekkiej



Początkowo boks był uznawany za sport, w którym decydującą rolę odgrywa siła uderzenia. To ona była dla widza najważniejsza, to ona sprawiała, że ludzie kupowali bilety na walki oczekując wielkich nokautów, dramatów, siniaków, krwi. Jednak z czasem zrozumiano, że pięściarstwo jest czymś więcej, aniżeli starciem dwóch umięśnionych mężczyzn próbujących się nawzajem pozabijać. Zaczęto zwracać uwagę na pomijane dotąd elementy bokserskiego rzemiosła, jak szybkość, praca nóg czy inteligencja. Pierwszym zawodnikiem, który posiadał powyższe umiejętności dopracowane do perfekcji był Benny Leonard, król wagi lekkiej.

Leonard urodził się 7 kwietnia 1896 roku, jako Benjamin Leiner, we wschodniej części Nowego Jorku zamieszkałej przez Żydów. Dość szybko zdał on sobie sprawę z faktu, iż ulice miasta są niebezpieczne i będąc w młodzieńczym wieku musiał nauczyć się bronić przed ewentualnymi atakami tutejszych bandziorów.

Również szybko został zawodowym bokserem, bo już w wieku 15 lat stoczył pierwszą walkę, w jednym z nowojorskich klubów. Przeciwnikiem nastolatka był Irlandczyk, Mickey Finnegan. Debiutant przegrał przez nokaut w 3 rundzie...

Kolejne pojedynki, podobnie jak ten pierwszy, nie były dla Benny'ego zbyt udane i nie zawsze schodził z ringu w roli zwycięzcy. Musiał się mierzyć ze starszymi, silniejszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami, brał udział w nielegalnych walkach, które pozbawione były wielu zasad. Sporo meczów z tego etapu kariery Leonard'a kończyło się wynikiem "No decision", gdyż przepisy w Nowym Jorku mówiły, że jeżeli pojedynek potrwa pełen dystans, żaden z zawodników nie jest ogłaszany zwycięzcą. Jedyną więc drogą do wygranej było znokautowanie przeciwnika.

Jednak mało obiecujące początki wcale nie zniechęciły nastolatka do boksowania. Miał on ogromny zapał do pracy i wiele czasu spędzał nad poprawą swoich umiejętności.

Bardzo znaczącą walką, która nadała rozpędu karierze Leonard'a było starcie z Ever Hammer'em, 18 października 1916 roku w Kansas City. Półtora roku starszy rywal potwornie obijał Benny'ego w pierwszych rundach, a jedno z uderzeń rozcięło wargi "Ghetto Wizard'a". Podczas tych ataków Hammer próbował dodatkowo upokorzyć przeciwnika szepcząc - "więc to jest najlepszy zawodnik z Nowego Jorku, tak?". Ale karta się szybko odwróciła, gdy Leonard rozpoczął wspaniałe ataki na korpus, tak doskonałe, że świat nigdy wcześniej podobnych nie widział. Nogi Ever'a się usztywniły, a w dziesiątej rundzie tylko gong uratował go przed nokautem. Jednak to tylko odwlekło ostateczną klęskę Hammer'a. W starciu dwunastym padł on po raz pierwszy na deski. Sam Leonard był zaskoczony, kiedy Ever podniósł się na "9". Był on jednak tak zamroczony, że upadł jeszcze raz i tym razem był to już koniec. Leonard stał się po tym meczu gwiazdą boksu i kwestią czasu wydawał się być pojedynek o tytuł mistrzowski.

Ówczesnym championem kategorii lekkiej był Walijczyk, Freddie Welsh. Tytuł wywalczył on pod koniec 1914 roku pokonując na punkty Fred'a Yelle. Co ciekawe, Leonard i Welsh walczyli ze sobą dwukrotnie, jeszcze przed starciem Benny'ego z Hammer'em. Oba mecze zakończyły się rezultatem "No decision" (NY Times przyznał wygraną Leonard'owi), ale nawet zwycięstwo nie dałoby "Ghetto Wizard" pasa mistrzowskiego, gdyż nie był on stawką pojedynków. Benny jednak zdał sobie sprawę z tego, iż może go zdobyć.

W końcu dostał swoją wielką szansę 28 maja 1917 roku. Trudno było wskazać faworyta. Welsh był doskonałym obrońcą, lecz był aż o 10 lat starszy od głodnego sukcesu pretendenta.

Pojedynek trwał niecałe 9 rund. Właśnie w tym starciu mistrz trzykrotnie znalazł się na deskach. Sędzia zakończył pojedynek, gdy Welsh bezradnie wisiał na linach. To wywołało protesty obozu Freddie'ego, który twierdził, że sędzia ringowy nie powinien kończyć walki bez liczenia. To jednak w żaden sposób nie wpłynęło na decyzję arbitra i Benny Leonard został nowym królem wagi lekkiej.

Dopiero w siódmej kolejnej walce "Ghetto Wizard" po raz pierwszy bronił tytułu. I już w pierwszej rundzie znokautował Leo Johnson'a.

Na początku lat 20-tych Benny nie był już tak szybki i dynamiczny jak kiedys. Mimo to wciąż wygrywał i od czasu walki z Welsh'em (włącznie) przegrał tylko raz w ciągu 73 następnych pojedynków (mecz z Willie'em Rittchie początkowo został uznany jako remisowy, potem przyznano zwycięstwo Rittchie'emu; stawką nie był pas mistrzowski). Jednym z najgłosniejszych jego starć była walka z Jack'iem Britton'em, mistrzem wagi półśredniej z czerwca 1922 roku. "Ghetto Wizard" przeważał przez cały pojedynek i wydawało się, że osiągnie kolejny sukces. Jednak w trzynastej rundzie za nisko uderzył przeciwnika, który poleciał na deski. Wówczas Leonard wyprowadził jeszcze jeden cios. Decyzja sędziego była stanowcza - dyskwalifikacja. Na szczęście dla Leonard'a, zachował on swój pas, gdyż stawką pojedynku był tylko tytuł dzierżony przez jego przeciwnika.

Dokładnie miesiąc i jeden dzień później Benny stoczył bardzo ciężki bój z Lew Tendler'em. Już w trzeciej rundzie Leonard miał rozbity nos, a w ósmej przyklęknął na jednym kolanie. Ale i w tak trudnej sytuacji mistrz (choć tytuł znowu nie był stawką meczu) pokazał jak inteligentnym jest bokserem. Jego sposobem na przetrwanie było mówienie rywalowi, iż nic mu się nie stało. Tendler poczuł nieco się zawahał i nie zdążył przez to wykończyć championa. Rozbrzmiał bowiem gong kończący starcie. "Czarodziej" osiągnął swój cel i wytrwał do końca meczu, który został uznany za "No decision" (gazeta Wisconsin Rapids Daily Tribune przyznała wygraną Benny'emu). Po walce Leonard jednak otwarcie przyznał, że otrzymał srogie lanie.

W rewanżu, do którego doszło niewiele ponad rok później Benny pokazał klasę i zdecydowanie zwyciężył po 15 rundach.

Mistrz postanowił odejść na emeryturę w 1924 roku. Był jednak zmuszony do powrotu po tym jak stracił pieniądze na giełdzie w 1929.

Pierwszy pojedynek po powrocie, w wadze półśredniej, stoczył 7 lat po wycofaniu się z boksu, a jego rywalem był Pal Silvers. Co prawda Leonard zwyciężył, ale stało się jasne, że jest już tylko cieniem pięściarza, który kiedys dominował w kategorii lekkiej. Wolny, podstarzały, o wiele łatwiejszy do trafienia. Kibice byli rozczarowani. Dla Benny'ego był to jednak sposób na zarobienie pieniędzy, których wówczas bardzo potrzebował. Nie przestawał więc walczyć i pokonał kolejnych dziewiętnastu rywali, aż sam został pokonany przez o wiele młodszego Jimmy'ego McLarnin'a. Była to jego ostatnia walka w trwającej ponad 21 lat karierze boksera zawodowego.

Benny Leonard zmarł w miejscu, które być może kochał najbardziej - w ringu. Osiemnastego kwietnia 1947 roku sędziował pojedynek w St. Nicholas Arena, podczas którego dostał ataku serca. Miał 51 lat. Pochowany został na cmentarzu Moun Carmel w Ridgewood Queens. Do dziś uznawany jest przez kibiców i ekspertów boksu na całym świecie za jednego z dziesięciu najwybitniejszych bokserów w historii bez podziału na kategorie wagowe. Wielu uważa go za najinteligentniejszego pięściarza, jaki kiedykolwiek stał pomiędzy linami ringu.

"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 18 Napisanych postów 4847 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 40994


Sylwetka Henryka Średnickiego


Jest jedną z najbardziej barwnych postaci polskiego boksu. W drugiej połowie lat 70. na Kubie ściskał mu dłoń Fidel Castro. Z Ułan Bator wrócił z futrem z lisów, które dostał od oczarowanych nim Mongołów. W Ugandzie bił się na stadionie w obecności kilkunastu tysięcy rozwrzeszczanych Afrykańczyków. Przed igrzyskami w Moskwie Duńczycy chcieli, żeby Średnicki przeszedł na zawodowstwo. Oferowali mnóstwo pieniędzy. Na zachętę dostał koszulkę z wyhaftowanym własnym nazwiskiem. Zrezygnował. Zanim zaczął boksować, dźwigał ciężary. W Górniku Siemianowice trenowali olimpijczycy Zbigniew Kaczmarek i Grzegorz Cziura. Także Średnickiemu wróżono w ciężarach wielką przyszłość: w wieku 14 lat, ważąc 44 kg, robił przysiady ze 140-kilogramową sztangą. Ostatecznie z kariery sztangisty nic jednak nie wyszło. W dniu 15. urodzin Średnicki wlał pięciu chłopakom, którzy zaatakowali jego starszego o cztery lata brata. Ojciec stwierdził, że Heniek na ulicy bić się nie będzie i zapisał go do Górnika Siemianowice.

Miał znakomity apetyt, więc potem strasznie męczył się z wagą. O tym, jak zrzucał zbędne kilogramy, krążą dziś legendy. Przed ME w Halle w 1977 r. dziesięć dni nic nie jadł, żeby zbić wagę. Zrzucił wtedy dziewięć i pół kilograma. To był jego rekord. Zdobył wtedy mistrzostwo.Na szczycie był w 1978 r.: na mistrzostwach świata w Belgradzie zdobył jedyny jak dotąd złoty medal dla Polski. Za tytuł Średnicki dostał 1,6 tys. jugosłowiańskich dinarów, za które kupił żonie buty, i 8 tys. zł, czyli więcej niż dwie średnie krajowe pensje. Wszyscy trenerzy i bokserscy działacze, z którymi rozmawiałem, podkreślają, że największym przekleństwem Średnickiego zawsze byli nachalni kibice. - Z mistrzem świata chciał się napić każdy górnik. Heniek nie potrafił odmówić. A potem każdy chciał się z takim małym zmierzyć - opowiadali. Przez swój niepozorny wygląd pięściarz zawsze miał kłopoty: - Ludzie nie chcieli wierzyć, że taki mały może być dobrym bokserem, a kiedy zdobyłem mistrzostwo świata, nie mieściło im się w głowach, że mam tylko 158 cm wzrostu. Wołali na mnie "krasnoludek". Wielu chciało mnie wypróbować. Musiałem bić się w różnych miejscach, ale wszyscy padali jak kawki! Ja w ulicznej bójce nigdy nie klęknąłem - opowiadał mi przed kilku laty. Jednak w ringu był wzorem sportowca. Zawsze bardzo grzeczny, komend arbitra wysłuchiwał na baczność.

Henryk Średnicki ma 48 lat. Oficjalnie stoczył 377 walk (nieoficjalnie około 500) w wadze papierowej, muszej, koguciej i piórkowej. Odniósł 339 zwycięstw (w tym ponad 200 przed czasem), 8 pojedynków zremisował, 30 przegrał. Był mistrzem świata (1978), mistrzem Europy (1977, 79), mistrzem Polski (1974, 75, 76, 78, 79, 82).









(Gazeta Wyborcza)

"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Boks a realna walka ??

Następny temat

Roman Karmazin vs Cory Spinks

WHEY premium