Wiek: 21 lat
Płeć: Mężczyzna
Wzrost: 188 cm
Waga: ok. 57 kg (!!!)
Budowa ciała: ektomorfik (a wszystko co napisał Missy w TYM --> https://www.sfd.pl/temat124870/ temacie, dokładnie odzwierciedla moją naturę) !!
Tryb życia: siedzący (nie uprawiam żadnego sportu, bo bardzo szybko się męczę; siedzę głównie przed kompem i TV)
Moim głównym problemem jest bardzo słabe łaknienie, które doskwiera mi już od najmłodszych lat. W chwili obecnej wszystkie moje posiłki zjadane w ciągu dnia wyglądają mniej więcej tak:
- [11:00] śniadanie: 1 - 1.5 bułki/2 - 3 kromki chleba (czyli bardzo mała ilość pieczywa jak na mój wiek; w dodatku jem bardzo wolno)
- [13:00] pączek lub jogurt (zazwyczaj pączek idzie mi jak krew z nosa)
- [15:30] obiad (tutaj akurat zjadam tyle co powinienem i w porze obiadowej mój apetyt się "rozkręca", jedna czasem zasiadając do posiłku czuję się już dosyć pełny, jakbym dopiero co zjadł pół obiadu i jem dosyć wolno)
- [17:30] podwieczorek (jakieś chipsy, paluczki, popcorn, cukierki, itp.)
- [20:30] 1.5 - 2 bułki/3 kromki chleba (na kolację jem "trochę" więcej niż na śniadanie, ale to wciąż za mało)
Jak widzicie, ilość pokarmu nie jest porażająca, tym bardziej, że jestem młodym mężczyzną, a jem jak 10-latek:/ W dodatku mój żołądek jest zdolny przyswajać pokarm dopiero po godz. 10:00, co sprawia, że w roku szkolnym budząc się o godz. 7:00 nie jestem w stanie nic przełknąć, więc i tak już śmieszna ilość pokarmu spożywanego przeze mnie w ciągu dnia zmniejsza się jeszcze bardziej. Co prawda zabieram ze sobą kilka kanapek na uczelnię, ale bez popitki idzie mi jeszcze wolniej (a przecież nie będę zabierał ze sobą termosu z herbatą) i ciężko jest mi się zabrać do jedzenia. Mam również taką przypadłość, że w roku szkolnym kiedy budzę się wcześnie rano, to mnie trochę mdli i prowokuję wymioty (tzn. "skręca" mnie i pluję wtedy śliną, ale nie czuję się po tym już taki pełny). Być może jest to jakieś zaburzenie na tle nerwowym, bo jestem typem profesjonalisty, sporo się stresuję, bardzo dobrze się uczę, a każda porażka to dla mnie cios. Na szczęście w wakacje nie mam rano żadnych niemiłych przypadłości i jestem zrelaksowany, ale mimo to, wciąż jem słabo.
Próbowałem pić Citropepsin, ale wypiłem już prawie całą buteleczkę i nie widzę absolutnie ŻADNEGO efektu. Zresztą ten syrop zawiera enzymy trawienne co sprawia, że jego głównym działaniem jest wspomaganie procesu trawienia, a nie pobudzanie łaknienia. Przymierzałem się również do kupna Dibencozide Magnum od Megabola, ale poczytałem trochę o tym w necie i opinie ludzi są skrajne (jak znam życie, to ten środek również na mnie nie podziała, bo widocznie jestem uodporniony na placebo - pesymista ze mnie i tyle).
W tym momencie chciałbym przejść do sedna sprawy: czy istnieją jakieś środki farmakologiczne, kuracje hormonalne, zabiegi chirurgiczne czy coś w tym stylu, co jest w stanie zwiększyć mi łaknienie? Poszperałem trochę w forumowej wyszukiwarce, ale sam dokładnie nie wiem czego mam szukać. Jedyne co wiem, to że za szybką przemianę materii być może odpowiedzialna jest nadczynność tarczycy, ale czy można mówić o szybkiej przemianie kiedy ktoś zjada tyle co ja ?? Na wszelki wypadek sprawdzę sobie poziom TSH we krwii, ale jakie badania mam jeszcze zrobić? Do jakiego lekarza iść? Jaki organ, hormon czy cokolwiek odpowiedzialne jest za łaknienie? Przysadka mózgowa? Szyszynka? Obestetyna? Grelina? (coś tam wyczytałem i trochę naopowiadała mi również dziewczyna mojego brata, która uwielbia biologię). Czy można to wyleczyć hormonalnie? Proszę, pomóżcie mi, bo jestem kompletnie zagubiony i nie wiem gdzie mam szukać pomocy:(