Jasne, ze jakies przyrosty to podstawa tego sportu, chudy nie ma czego szukać itp, tylko że jak jestem na siłowni to widzę pewną zależność - im większy i bardziej zmasowany gość, tym więcej ćwiczy na masę. Czesto przy tym traci proprcje - standardowo słabe nogi coraz więcej tłuszczu zero definicji itp. Widuje się też naprawdę dobrze zbudowanych gości ale nie zawodowców, którzy po pewnym czasie nagle zaczynają brac koks. Nie chcę moralizować, rozumiem że zawodowiec daleko bez tego nie zajdzie, rozumiem że mozna dla wyniku wiele poświęcić (jak mógłbym zrobić 1:45 na 800m to pewnie też bym się zastanowił czy czegoś nie przyjąć ,ale są goście którym masa zaczyna określać świadomość. Zresztą wielu zawodowców też tak ma - dobrze wyglądają, a nagle idą w jakiś synthol itp. Nie rozumiem takich klimatów. Zresztą w "archiwum kulturystyki" wiele osób pisze podobnie.
Chodzi mi o to ilu gości zapomina po co w ogóle zaczęło się w to bawić? Ilu od rana myśli tylko że są za mali. Przecież nie chodzi o laski - wszystkie bardziej przytomne boja się karków, mało którą obchodzi ile masz w łapie czy ile bierzesz na ławeczce. Może chodzi o respekt na ulicy - tylko że do tego nie trzeba 60 cm w bicepsie. I to ze ktoś schodzi z drogi nie oznacza wcale zawsze szacunku. Nie jestem przeciwny treningowi, ale uważam że trzeba odpowiedziec sobie "po co?". Zajrzyjcie do zdjęć na wątek Maciek696 - gość jest spory, a ilu ludzi tam pisze, żeby robił masę. Tylko nikt nie pisze po co i dla kogo ma ją robić. Może nie rozumiem tego sportu, ae dla mnie szafa, która nie przebiegnie 2 km to nie jest sportowiec. Zastanawiam się dlaczego niektórym od chodzenia na siłownie nagle od*****a akcja pod tytułem "Boże ześlij masę" i nic juz nie ma znaczenia, a nawet ich kobieta już tylko koliduje. Hehe no trochę się rozpisałem ale może mi powiecie o co tu chodzi i skąd się to bierze. Mam nadzieję że nikogo nie obraziłem