FIZJOTERAPIA
3cia wizyta. Uczciwie mówiąc jest oczywiście lepiej niż było przed, ale raczej się nie poprawia z wizyty na wizytę, jest w kratkę- są dni bez bólu i dyskomfortu, albo nagle sam znika, by potem zacząć się mocniej. Mięśnie okalające staw same z siebie już nie bolą, bardziej to ból z wewnątrz, takie swędzenie jakby. Jak czuję mocniej, to bywa, że promieniuje lekko do nogi. Nie jest to jednak mrowienie jak w przypadku znanej mi dyskopatii, ale bardziej lekki "dotyk widmo" O dyskopatii już zapomniałem, że ją mam- serio, te mobilizacje i wprowadzenie na nowo ruchów rotujących/skręcających pozwalają mi cieszyć się brakiem słynnego ucisku w lędźwiach i mrowienia po udzie czy stopie, nawet w sytuacja gdy się zapomnę, nagle schylę, obrócę itp. No i zayebiście, szkoda tylko, że na jej miejscu mamy ten przyblokowany staw Ale w sumie jakby nie on, to objawy dyskopatii by nie ustąpiły Widać coś musi mi dolegać!
Do rzeczy- wg fizjo jest zgodnie z planem i nie mam co się spodziewać cudownego wyleczenia w parę tygodni czy nawet miesięcy. Budujące Sam fakt określania przeze mnie bólu/dyskomfortu jako bardzo słaby, jedynie wkurzający i przypominający o sobie (da się zapomnieć, ale łeb zryty to myślę), pozwala mu sądzić, że jest w porządku i w pewnym momencie wszystko wróci do normy. Niestety, lata zaniedbań wzmacniania lędźwi, a jedynie osłabiania i przykurczania ich (izometryczna praca), zrobiły swoje, podobnie jak unikanie tych rotacji, skrętoskłonów itp, etc. Znów zostałem powykręcany i ponaciągany, strzelało aż miło. Po wszystkim nowy człowiek, jakby lżejszy o 20kg Jedno z ćwiczeń ulega modyfikacji i z "obrotowego" planka na kolanach, przechodzę do standardowego, na palcach stóp, a więc większe obciążenie dla miednicy i krzyża. Pytałem o tego żurawia i przy okazji o wyprosty na rzymskiej i fizjo stwierdził, że na tę chwilę nie ma potrzeby bym dodatkowo przeciążał lędźwie (dół prostowników) skoro są one wciąż mega napięte, pomimo codziennego rozbijania piłeczką. O ile ich izometryczna praca przy zwykłym funkcjonowaniu, czy nawet przy przysiadzie (zgodził się ze mną, że lepszym wyborem będą fronty na właśnie mniej spiętych plecach) jest nie do wykluczenia, tak stricte mam ich nie atakować, przynajmniej na razie. Przyjąłem. Może w tym tkwi szkopuł powracającego bólu/dyskomfortu od czasu do czasu. Mam jeszcze wprowadzić rozmaite wariacje rotacji w odc lędźwiowym- w leżeniu na boku z uniesioną nogą oraz w przykucnięciu, na wykroku. No to teraz moja rehabilitacja, włączając stare ćwiczenia na brzuch i korpus, będzie zajmować mi dobre 40min Ale trzeba, to trzeba. Oczywiście przed i po treningu zostawiam miejsce na jej mini wariację, po 1 serii mobilizacji.
Na koniec wizyty zapytał czy boje się igieł- już miałem dla beki zapytać czy chce mi przepisać teścia ale zafundował mi małą akupunkturę. Tzn małą... bolało jak jasny chuy. Stwierdził, że skoro prostowniki takie spięte, to powbija w każdy po 4-5 igieł z góry na dół i o ile na początku czuć było jedynie ukłucie komara, tak potem, jak zaczął "dokręcać" igły, to byłem jak rażony prądem Przy 3cim razie chciałem już wstać i podziękować, ale wytrzymałem. Potem po wstaniu i w drodze powrotnej bolało jeszcze bardziej- pomyślałem no super, teraz 12h w pracy, ekstra! Mówił, że powinno odpuścić popołudniu, ale w sumie... odpuściło po godzinie Mam nadzieję, że jutro nie będzie tam jakiegoś większego bólu.
I to tyle z cyklu Czawaj kaleka i jego zwierzenia z bólu, niczym małej dziewczynki
PS: Dziś dowiedziałem się o smutnej rzeczy, śmierć ojca mojego szefa. Gość miał... 99lat. Pomyślałem sobie o mnie w tym wieku, wróć, o mnie w połowie tego wieku
PS 2: Wspominałem, że dostałem piękną "pocztówkę" z Austrii?
http://www.sfd.pl/[BLOG]_Czawaj__Dare_to_Dream-t1122605.html Dziennik / Blog, zapraszam!